Koralina i tajemnicze drzwi (Coraline), USA / W. Brytania 2009

Jeden z wielu trafiających ostatnio do naszych kin filmów animowany, które adresowane są w równiej mierze do dzieci, jak i rodziców. Ale wyróżnia się ona z tej całej masy kilkoma rzeczami. Po pierwsze, oparta jest na bardzo dobrej literaturze, czyli książce Neila Gaimana. A po drugie, nie jest to kolejna animacja wyczarowana na ekranach i procesorach komputerów – tylko zrealizowana metodą poklatkową. Co mocno ją wyróżnia na tle przesłodzonej i cukierkowej konkurencji.

Chociaż do końca nie jestem pewien, czy jest to animacja skierowana do małych widzów. Dla tych najmłodszych na pewno jest za straszna, szczególnie sceny z pokazywaniem przez Inną Matkę swojej prawdziwej twarzy mogą zaowocować koszmarami. Natomiast starsze dzieci taka mocno moralizatorska historia może nie zainteresować. Teraz kino oferuje więcej głośniejszych, bardziej wybuchowych produkcji niż ta – a i oni wolą żywszą akcję. Tylko dorośli, którzy potrafią docenić piękno techniczne filmu będą się dobrze bawić.

Sam początek przygody bohaterki po drugiej stronie drzwi, jak również kilka późniejszych scen stanowi ucztę dla oczu. Wręcz użyłbym tutaj słowa orgia. Przepiękne kolorowe obrazy w których realizatorzy wręcz przechwalają się swoimi możliwościami atakuje nas ferią barw i ilością szczegółów. Tak jak scena występu cyrku skaczących myszy – połączenie bardzo dynamicznej akcji, wraz z muzyką powoduje niezapomniany efekt.

Niestety, sama filmowa opowieść ma troszkę źle rozłożone akcenty. Najpierw otrzymujemy, po krótkim wstępie w świecie realnym, bardzo szybka i żywą akcje pozwalająca nam poznać inny świat. I w momencie w którym opowieść powinna jeszcze przyspieszyć, czyli ucieczka Coraliny z innego świata, zaczyna tempo siadać i akcja zwalniać by ledwo dotoczyć się do finiszu. I nie było to tylko moje wrażenie sądząc po ilości ziewnięć jakie było słychać w kinie. A przecież jest to fragment opowieści który powinien bardzo żywo przemawiać do widzów i trzymać ich na brzegach ich foteli… A tym czasem widz serka na zegarek i czeka na koniec. Wydaje mi się, że filmowi by dobrze robiło skrócenie o jakieś 10-15 minut, i podanie wydarzeń w jeszcze bardziej skoncentrowanej formie.

Moja ocena: 6/10