Kowboje i Obcy (Cowboys & Aliens), USA 2011
Mamy koniec letniego sezonu, więc nie do końca jest ten film najlepszym wyborem. Wbrew temu co się może wydawać po przeczytaniu tytułu i krótkiego streszczenia – nie jest to pastisz dwóch bardzo zasłużonych gatunków dla kinematografii, tylko jest próba ich połączenia na poważnie. Na tyle na ile jest to możliwe oczywiście. I to był chyba dużo lepszy pomysł niż pójście na łatwiznę i zrobienie parodii. Tutaj udało się wykorzystać cechy poszczególnych gatunków do łatwego przysłonienia słabości scenariuszowych – czy też raczej wykorzystano je by nie komplikować nadmiernie fabuły. I o dziwo to pójście na lekką łatwiznę nie razi zbyt mocno. Co prawda jest sporo innych powodów by ten film zapomnieć dość szybko po seansie, ale ogólnie rzecz biorąc nie jest tak źle.
Podobało mi się to, w jaki sposób powiązano western z film s-f. To, że klasyczne filmy rozgrywające się na Dzikim Zachodzie dotyczą przeważnie tego co tu i teraz, bez zbytniego zagłębiania się w szerszy obraz – widzowi dostarcza się tylko konieczną dla zrozumienia fabuły ilość informacji, bardzo umiejętnie wykorzystano w wątku pozaziemskim. Nie wiemy prawie niczego o kosmitach, nie znamy powodów dla których wylądowali na ziemi (poza poszukiwaniem złota), no i prawie niczego nie dowiadujemy się o jedynym obcym który na dłużej przewija się przez ekran. Dzięki czemu unika się sporej ilości nielogiczności – no i widza nie zmusza się do zbytniego wysiłku intelektualnego. Co też jest zaletą w sezonie letnim.
Szkoda, że troszkę nie udało się twórcom filmu równomiernie rozłożyć akcentów w filmie. Walk, strzelanin i pościgów jest troszkę za dużo i są za długie – co pod koniec filmu zaczyna powodować znużenie. Szczególnie, że są one dość monotonne. Również w za dużej dawce podana nam jest poprawność polityczna. Nie ma za bardzo złych na ekranie, każdy w sobie nosi odrobinę dobra, które wcześniej czy później wyjdzie na wierzch – podobnie jak odpowiednio pozytywnie przedstawione są wszystkie mniejszości. Indianie są rozważni i mądrzy, Latynos okazuje się być postacią kryształową – a kobieta ma zalety i umiejętności o które byśmy jej nie podejrzewali. Podobnie ma się sprawa z otwieranymi wątkami, jeżeli w początkach filmu pojawia się nóż czy też ktoś nieumiejący strzelać, to z pewnością przypomnimy sobie o tym pod koniec filmu… Troszkę za dużo zgranych chwytów jak na metr taśmy filmowej…
Hmmm, udało się napisać recenzję „Kowbojów i Obcych” bez wspomnienia obsady… To chyba pierwszy taki przypadek – bo w końcu jest ona największym atutem film…
Moja ocena: 6/10