Kraj gazem płynący (Gasland), USA 2010
Nie byłem nigdy fanem tego typu kina dokumentalnego, gdzie autor dużą część filmu poświęca na przekazanie widzom jaki jest jego pogląd i jakie są pobudki stojące za nakręceniem danego filmu. Dokładnie tak jest tutaj, bowiem Josh Fox, będący reżyserem „Kraju gazem płynącego” już a początku wspomina, że zajmuje się tym tematem tylko dlatego, że już wkrótce w jego okolicach zacznie się wydobycie gazu na przemysłową skalę – więc i skala zmian będzie ogromna. W dalszej części filmu podąża on śladem eksploatowanych złóż poprzez kolejne stany USA i spotyka się z ludźmi, którym to bogactwo wcale nie przyniosło bogactw…
Nie da się zaprzeczyć, że jest to dokument bliższy reportażom w stylu Elżbiety Jaworowicz – w których największą role grają emocje, autor jednoznacznie opowiada się za jedną ze stron, a druga nie w pełni może przedstawić swoje racje. W filmie Josha Foxa tak na dobrą sprawę nie ma wypowiedzi głównych „złych”, poza kilkoma oficjalnymi zdaniami, nagranymi w trakcie oficjalnych przesłuchań – ale, o dziwo, nie wpływa to źle na oglądanie. W tym miejscu troszkę sam się dziwię swoim odczuciom po seansie. Bowiem zawsze tak jednostronne produkcje wzbudzały moje podejrzenia i raczej zastanawiałem się co autor czy autorzy skrywają przed widzami, niż angażowałem się emocjonalnie w los pokazywanych na ekranie ludzi.
Zapewne jest to spowodowane tym, iż najtrafniejszym opisem dla mnie tego filmu jest „szczery”. Może z licznymi błędami warsztatowymi, kilkoma bardzo nudnymi fragmentami – kiedy kolejny raz słuchamy tej samej historyjki – ale jednak wyglądający na uczciwą próbę znalezienia odpowiedzi na nurtujące autora pytania. Bardzo możliwe, że wydaje mi się tak, ponieważ to co widzimy na ekranie w dużym stopniu zgadza się z tym, co miałem okazję już wcześniej przeczytać na temat eksploatacji złóż gazu łupkowego – i mocno jeszcze eksperymentalnych technologii jego wydobycia.
I tutaj też jest siła tego dokumentu. Jest on bardzo na czasie. Bowiem właśnie trwają w Polsce odwierty w poszukiwaniu tego bogactwa naturalnego – i wygląda na to, że duża część naszego kraju może zostać zajęta przez pola wydobywcze. Tylko, że nikt nie mówi nam za jaką cenę. A już chyba troszkę za długo żyję w tym naszym uroczym grajdołku, by wierzyć, że rzetelnie zostaniemy poinformowani o wadach technologii wydobywczych, zmianach jakie nas czekają. No i jakoś nie wydaje mi się, by ktokolwiek zawahał się przez kompletną dewastacją środowiska i krajobrazu…
Moja ocena: 6/10