Kret, Polska 2010

Chyba pierwszy raz mi się zdarzyło, że moje zwykłe codzienne zainteresowanie sprawami codzienności aż tak wypłynęło na mój odbiór filmu. Nasza współczesna polska polityka zdążyła odmienić kwestie współpracy ze służbą bezpieczeństwa za czasów słusznie minionego czasu przez wszystkie możliwe przypadki i sprawiła że chyba większość z nas ma jedno z dwóch podejść do tego tematu. Albo jest się kompletnie obojętnym na tą sprawę – uznając że nie ma szans na kompletne i obiektywne wyjaśnienie tych spraw, albo doskonale się wie kto, z kim i gdzie stał i tamten świat jest idealnie czarno-biały. I dlatego ten film kompletnie mnie nie zainteresował i nie wciągnął. A szkoda.

Szkoda, ponieważ wydaje mi się, że obiektywnie rzecz biorąc ma on potencjał by być dobrym filmem i może wśród ludzi niezbyt skażonych naszą polską historią i współczesnością, będzie odbierany jako interesujący dramat rodzinny z którego istnieją tylko złe wyjścia. O ile historia strajków sierpniowych i ich wpływu na ludzi jest kwestią lokalną – to już próby dotarcia do prawdy i walka głównego bohatera granego przez Borysa Szyca o ocalenie rodziny, są moim zdaniem dość uniwersalne. Ale, jak już wspomniałem wcześniej, skoro średnio mnie zainteresowało zawiązanie akcji to już potem nie udało mi się wciągnąć w film. Przez co bardziej się zastanawiałem kiedy ten film się skończy – niż jak się skończy.

I może dlatego mocnym zgrzytem dla mnie była sama końcówka. O ile jeszcze są dla mnie zrozumiane motywy kierujące czynami głównego bohatera w końcówce – to już sposób realizacji mniej. No i kompletna beztroska czarnego charakteru w końcówce bardziej śmieszyła niż wciągała w teoretycznie dramatyczną końcówkę. Chociaż – z drugiej strony, człowiek ogląda tyle filmów kryminalnych i wszelkiego rodzaju thrillerów, że ma zakodowane już jakieś działanie w przypadku przestępczych scenariuszy, a jednak w „zwykłym” życiu jest zupełnie inaczej i to co razi w przypadku kryminalnych mastermindów – jest oczywistą oczywistością w przypadku zwykłego szarego człowieka przyciśniętego do muru.

Na koniec pozostaje mi się zgodzić z nagrodą jaką dostał na tegorocznym festiwalu w Gdyni Marian Dziędziel – rzeczywiście pokazana przez niego przemiana silnego człowieka w załamany oskarżeniami i powrotem demonów z przeszłości wrak jest sugestywna i całkowicie przyćmiewa pozostałe postaci tego dramatu. Nawet jeśli mają one równie skomplikowane zadania przed sobą. Ale nie wiem czy warto iść do kina na ten film tylko dla jednego aktora. Chociaż – ponoć każdy powód jest dobry by odwiedzić salę kinową…

Moja ocena: 4/10