Kucharze historii (Cooking History), Słowacja 2009
Na początek mała chwila marudzenia związana ze sprawami technicznymi. Nie rozumiem dlaczego w kinie urządza się projekcje z dvd bez ostrzegania przed tym widzów. Rozdzielczość przewidziana na telewizor strasznie kiepsko się sprawdza na dużym ekranie i mocno negatywnie wpływa na komfort oglądania filmu. W dodatku dzisiaj projektor w domu nie jest wcale niczym niezwykłym, więc jeśli ktoś już lubi się katować pikselami wielkości kartek to może to bezproblemowo robić we własnych czterech ścianach. A nie udawać się do kina, szczególnie że zakup filmu na dvd nie jest wiele droższy od ceny biletu kinowego. Tyle marudzenia o technice, a teraz czas na marudzenie o filmie.
Film się zapowiadał jako bardzo interesujące spojrzenie na burzliwą historię naszego (i nie tylko) kontynentu z niecodziennej perspektywy. A przynajmniej miałem takie wrażenie czytają i będąc zachęconym przez ulotkę filmu. Niestety, ale zderzenie z filmem było bardzo bolesne. Po pierwsze film jest nudny i składa się z kilku bardzo oklepanych prawd powtarzanych przez różnych ludzi. A po drugie autorzy starają się uatrakcyjnić te banały poprzez troszkę dziwny sposób ich podawania. A to każą jakieś bohaterce sowieckiej armii mielić mięso podczas gdy weteran niemieckiej armii powiada o strachu przed zmieleniem na takowe mięso poprzez radziecki czołg. Albo każe kilku byłym żołnierzom Wehrmachtu łazić po lesie i siłować się z granicznym szlabanem – jak w puszonym chwilkę później znanym filmie propagandowym. No i wszyscy opowiadają, że „wojna jest straszna” czy też „syty żołnierz to szczęśliwy żołnierz”.
W dodatku najwyraźniej twórcy filmu mieli problem ze zrobieniem film odpowiedniej długości i przez to mocno rozwlekają to co im się udało nakręcić. I tak dostajemy na deser historyjkę niezbyt związaną z poprzednimi, bo w końcu wypadek łodzi podwodnej ma niewiele wspólnego z wojną – ale daje możliwość twórcą pokazania podwodnych ujęć krabów walczących o rzuconego im kotleta. Pasjonujące ujęcia… Albo przebijająca się przez cały film kuchnia polowa unoszona przez śmigłowca. Która jest Bardzo Ważnym Nawiązaniem, ale niewiele mającym wspólnego z czymkolwiek w „Kucharzach Historii”.
Ale najmniej mi przypadł do gustu pomysł z epatowaniem wobec widza obrazkami ze szlachtowania zwierząt. O ile pierwsza scena, w której słyszymy tylko dźwięki jest, moim zdaniem, uprawniona i stanowi wstrząsający kontrast wobec lekko żartobliwej historii opowiadanej przez kucharza z czasów wojny w Czeczenii – to potem kolejne powtórzenia w postaci zarżnięcia krowy, świni czy kury, są tylko tanim chwytem mającym zadziałać na widza. Po co? Po to by zauważył że to co my robimy ze sobą, wcale nie różni się od tego co fundujemy naszym przyszłym posiłkom. Bardzo odkrywcze…
Moja ocena: 3/10