Mammoth, Szwecja / Dania / Niemcy 2009

Ojoj, ojoj, ojoj... Spore rozczarowanie. Lukas Moodysson swoimi poprzednimi filmami pokazał że potrafi wnikliwie i głęboko się przypatrywać ludziom i sytuacjom z ich życia. A jego filmy – nawet jeśli się niezbyt komuś podobają – to nie pozostawiają widza obojętnym. Co prawda akurat ten film zapowiadał sporo zmian, bowiem jest to pierwszy jego film nakręcony po „amerykańsku”, z rozmachem, znanymi gwiazdami w obsadzie i w wielu egzotycznych lokacjach. Na dodatek troszkę wcześniej reżyser i scenarzysta w jednej osobie zapowiedział że zaczyna być za stary na ocenianie ludzi – i niestety to odcisnęło na filmie spore piętno. Po pierwsze film jest mdły – prześlizguje się po przełomowych momentach w życiu bohaterów, ale nie korzysta z okazji by się zatrzymać i im przypatrzeć. Tylko idzie dalej, zmierzając do finału – który jest stekiem banałów, uproszczeń i chyba myślenia życzeniowego autora. Tytuł filmu chyba powinien brzmieć „rodzina jest najważniejsza”. Tylko po co marnować na taką konkluzję ponad dwie godziny?

A przecież można było wykorzystać okazje, jakie opowiadana historia dostarczała – choćby to co się dzieje z bohaterem granym przez Gael García Bernala w egzotycznej scenerii. Przeszedł daleką drogę od znudzonego bogacza po świadomego swojej odpowiedzialności wobec rodziny człowieka. Chyba przeszedł taką drogę – bowiem w filmie jest to bardziej pokazane jako folder reklamowy tamtejszych plaż dla znudzonych życiem zachodnich turystów... Albo sytuacja jego żony, granej przez Michelle Williams, która w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że traci córkę – tamta powoli zaczyna traktować nianię jak matkę, a nią samą jak jakąś ciocię która czasem wpada i jest miło, ale nie warto się nią zbytnio przejmować. I kiedy ta sytuacja jest zarysowana – nagle mamy skok, i jest mocno posypany lukrem finał z jedyną słuszną konkluzją.

Wielka szkoda tego tematu. Nie wiem czy porażka tego filmu tkwi w zbyt wielu ciekawych tematach o jakich chciał nam Lukas Moodysson, przez co o żadnym dobrze nie opowiedział, czy też w jego zachłyśnięciu się możliwościami jakie daje „wysokobudżetowe” kino. No ale nie ważne, film jest niestety do zapomnienia chwilkę po wyjściu z kinowej sali. Mam nadzieję, że to tylko chwilowa obniżka jego formy.

<p id=”“ocena””> Moja ocena: 4/10 (i to po znajomości)</p>