Miłość i inne nieszczęścia (Love and other disasters), USA 2007
Komedia pomyłek jakich wiele mieliśmy okazję zobaczyć, ani lepsza, ani gorsza od średniej. Co prawda dzięki dobrze napisanym dialogom film dość dobrze się ogląda, ale dość szybko zaczyna się odczuwać pewne znużenie schematycznością scenariusza. Dopiero sama końcówka lekko się od niego odrywa. Chociaż czy można się jakkolwiek oderwać od schematu zakończenia kręcąc komedię romantyczną?
Nie wiem czy najszczęśliwszym rozwiązaniem było trochę nachalne mruganie do widza, kiedy bohaterowie dyskutują jak ta scena wyglądała by w kinie, jako że całość fabuły jest już wzięta w pewien nawias (poprzez odwołanie się do poetyki scenariusza filmowego już w napisach początkowych i korzystanie z tego w dalszej części) więc takie przypominanie o tym że to tylko film nie powoduje takiego efekty komicznego jak zapewne wyobrażał sobie reżyser i scenarzysta w jednym. Może to wynika z braku doświadczenia, bowiem jest to jego debiutancki scenariusz i bodajże trzeci film (pierwszym był „W łóżku z Madonną”). Zapewne również z tego wynikają niepotrzebne próby kilkukrotnego wykorzystania pomysłów (jak z filmowymi wizjami gejowskiego współlokatora) przez co tracą swój efekt komiczny. </p><p> Film nie zawodzi jeśli chodzi o bohaterów. Mamy fajną główną bohaterkę (z wdziękiem graną przez Brittany Murphy), jej przyjaciela geja - który jest tak sympatyczny, że nawet politycy jednej z przystawek nie baliby się podać mu ręki, jest i On, piękny niczym z obrazka. A dla osób potrzebujących bardziej dosadnego humoru mamy przyjaciółkę bohaterki, z jej ciasteczkami nafaszerowanymi haszyszem. Dodatkowym bonusem dla widzów jest krótki epizod Gwyneth Paltrow i Orlando Bloom (ktoś rozpoznał z jakim akcentem stara się on mówić ?). Razem dostajemy dwie godziny dość dobrej zabawy, o której zapominamy pięć minut po wyjściu z kina. </p><p id="Ocena"> Moja ocena 6/10</p>