Młyn i Krzyż (The Mill and the Cross), Polska / Szwecja 2010
Nieczęsto się zdarza, by przed seansem filmowym należało by się poważnie do niego przygotować. Poważnie, czyli nie tylko przeczytać ogólnie o epoce w której akcja danego filmu się dzieje – co mi się czasem przy filmach historycznych zdarza – ale również poznać jak najwięcej o życiu codziennym jego bohaterów. Bo inaczej trudno będzie odebrać wszystko to, co Lech Majewski przekazuje. Zresztą, wydaje mi się, że do tego filmu trzeba będzie powrócić kilka razy by w pełni dostrzec wszystkie warstwy obrazu. Idąc na tą impresję bez przygotowania może być ciężko się wciągnąć w powoli się toczącą opowieść która nie ma czegoś takiego, co można nazwać fabułą.
Tych wiele opowieści które po kolei są na pokazywane, te kilka scen z codziennego życia każdego z wielu bohaterów film wydaje się być od siebie oderwanych i niezależnych – i zapewne też można będzie je w przyszłości sobie przypominać osobno – ale też wszystkie zmierzają do centralnego punktu, miejsca z którego relacją jest obraz Pietera Bruegla starszego. By potem znów podążyć w swoje miejsca. Tak jak i obraz ma perspektywę z jednym punktem zbiegu, tak i film. Według słów malarza z filmu, centrum obrazu stanowi Chrystus, ale nikt go nie zauważa, bowiem ważniejsze – dla widza – rzeczy dzieją się poza centrum obrazu. Podobnie jest i w filmie. Niby stopklatka obrazu jest punktem kulminacyjnym, ale czy na pewno? Ludzkie tragedie i radości dzieją się gdzieś indziej. I są dużo, dla widza, ciekawsze…
Pisząc cokolwiek o „Młynie i Krzyżu” należy wspomnieć o fantastycznej stronie wizualnej. Twórcy opowiadają o wielu różnych warstwach które były nałożone by móc oddać złożoność obrazu – i to widać na ekranie. Czasem możemy zaobserwować bohaterów filmu nałożonych na płaskie i wyróżniające się tło wzięte z obrazu Pietera Bruegla starszego, a czasem oglądamy przepiękne krajobrazy Jury Krakowsko-Częstochowskiej z dołożonymi komputerowo elementami dopasowującym ją do wzoru z obrazu. Muszę dodać, że te wszelkie komputerowe łącznia są wykonane idealnie – nie widać żadnych „szwów”. Podobnie wysokiej klasy jest scenografia – na czele z wnętrzem młyna – oraz kostiumy. Zapewne takie było założenie Lecha Majewskiego, ale każdy kadr tego filmu po oprawieniu będzie ozdobą każdego wnętrza. Widać że każdy element pojawiający się na ekranie jest dokładnie przemyślany i z uwagą umieszczony na swoim miejscu. I robi to niezapomniane wrażenie.
Moja ocena: 6/10