Niezniszczalni 2 (The Expendables 2), USA 2012

Co by tu napisać o tym filmie, skoro już wszystko wiadomo patrząc na listę aktorów w nim występujących. Świetny kawałek rozrywki dla osób – a w szczególności samców – dorastających w złotych czasach kaset wideo, czyli w końcówce lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych. Taki mały powrót do przeszłości, obficie polany sentymentem. Każdy kto obejrzał kilka filmów akcji wtedy, dokładnie wie co będzie się działo w prawie każdej kolejnej scenie. A kto nie widział, to może być lekko zaskoczony poziomem umowności wydarzeń dziejących się na ekranie. Bo nie da się ukryć, że fizyka jest mocno umowna, logika odpoczywa na wczasach, a zachowania wszystkich w filmie cechują się widowiskowością, a nie rozsądkiem.

Czy ten film jakoś się różni od pierwszej części? Nie za bardzo. Poziom akcji jest podobny, ilość onelinerów też – może tylko więcej jest nawiązań do powszechnie znanych klasyków kina akcji, ale bardziej wynika to z obecności (czy też zwiększenia czasu ekranowego) nowych herosów tego typu filmów. A dwójka z nich naprawdę robi różnicę. Arni skończył chwilowo z polityką, więc mógł poświęcić te kilka dni na zdjęcia i tutaj jest go więcej. I świetnie się to ogląda, a już jego sceny z Brucem Willisem, w której pierwszy cytuje Terminatora, a drugi Johna McClane’a. W dodatku widać, że o ile w polityce chłop sobie nie radzi – to trzymać giwerę potrafi jak mało kto.

Ale chyba największym wydarzeniem tego filmu jest jedna osoba – Chuck Norris. I jego nienaganna w każdej scenie broda. Dobrze że potrafił pogodzić się z byciem bohaterem niezliczonych żartów w internecie i czasem to wykorzystuje. Najlepszą chyba sceną tego filmu jest ta, w której opowiada on jeden z tych, dzisiaj już lekko czerstwych, kawałów. W taki sposób, że widz dokładnie wie że mruga się do niego okiem, ale też widać jak dobrze się bawili wszyscy aktorzy przy kręceniu tego obrazu. I to chyba też jest jeden z większych plusów tego filmu – na pierwszy rzut oka niby jest to poważny obraz, ale tak na dobrą sprawę jest to zgrywa starszych już panów, którzy dokładnie wiedzą że ich czas minął – ale wciąż mają wierną publiczność.

Jedyna rzecz, która w tym filmie się twórcom nie udała, to wątek młodego snajpera. Jest to jedyna osoba która ma do powiedzenia coś więcej niż jedno zdanie w scenie i jedyna osoba której próbują twórcy dopisać motywację. I cóż, ani nie staje się przez to osobą interesującą, ani też nie zaczynamy z nim sympatyzować. Bo strasznie papierowo brzmią dialogi w jego ustach, a historia afgańska jest najnormalniej w świecie niepasująca do całości obrazu.

Moja ocena: 7/10