Oczy szeroko otwarte (Einaym pkuhot), Izrael 2009
Interesujący film, który opowiada o dość trudnym temacie w bardzo wyważony i spokojny sposób. Z jednej strony jest to historia osadzona w dość egzotycznych dla przeciętnego polskiego widza okolicznościach – a z drugiej opowiada ona o rzeczach które są dość często spotykane u nas. Tak więc można w miarę łatwo przełożyć sobie to co nam próbują przekazać twórcy filmu na nasze realia. A co próbują przekazać? To jest bardzo dobre pytanie, bowiem chyba każdy z widzów może odpowiedzieć inaczej.
Dla mnie ta opowieść opowiadała o konsekwencjach otwarcia puszki Pandory – takiej którą bardzo chce się otworzyć, ale już z powrotem jej zawartości się nie da zapuszkować. I doskonale sobie z tego zdaje sprawę główny bohater filmu, Aaron, który początkowo usiłuje walczyć z pokusą wypróbowania zakazanego owocu. Ale też taka walka jest skazana na niepowodzenie, a jabłko bardzo kuszące. Można też to odczuwać w sposób który pochwala społeczność, która potrafi pomóc „błądzącym” swoim członkom. Nawet jeśli jest to trudne zarówno dla najbliższych jak i dla samych zainteresowanych. Ale też można potraktować to jako pokazanie, że w sztywno zdefiniowanym społeczeństwie nigdy tak naprawdę nie jest się wolnym i zawsze trzeba na sobie czuć gorset wymagań. Nieczęsto w ostatnim czasie jest okazja do oglądania filmów które pozwalają na wieloznaczne odczytanie intencji ich twórców – intencji zamieszczonych przez nich z premedytacją, a nie później dorabianych na siłę…
W ostatnim czasie coraz częściej widzę, że twórcy filmu zaczynają traktować ciszę bardzo podobnie do muzyki. Wykorzystuje się ją do pokreślenia ważniejszych scen i do przekazania, może nie informacji, uczuć widzowi. Ten film jest tego bardzo dobrym przykładem. Scen w których nie ma żadnego podkładu jest tutaj sporo i przeważnie są one naładowane dużym ładunkiem emocjonalnym. Chyba najlepszym tego przykładem jest scena w chłodni, w której główny bohater miota się tocząc walkę z własnymi uczuciami, walkę z góry skazaną na niepowodzenie. Rytm tej walki i tego co się później dzieje, wyznacza tylko i wyłącznie stukot agregatu.
Bardzo mocną stroną tego filmu jest zespół aktorski, zarówno dwójka bohaterów, jak i dalszy plan – żona Aarona czy też rabin. Aktorzy grają wyciszeni, wykorzystując minimalną gamę środków, ale potrafią przekazać nam to co dzieje się z bohaterami. Niby to co oglądamy na ekranie jest dość specyficzne dla tej kultury, ale też jest to bardzo uniwersalna przypowieść – na pewno warta obejrzenia.
Moja ocena: 8/10