Potwory kontra Obcy (Monsters vs Aliens) USA 2009

Komputerowa animacja rodem z wytwórni Dreamworks. Więc mniej więcej wiadomo było czego można się spodziewać. Rewolucja na miarę „Shreka” czy też filmów Pixara to to nie jest, ale trzyma wysoki poziom i można się na nim bardzo dobrze bawić. Aczkolwiek nie jestem pewien czy tak dobrze bawić się będą na nim dzieci. Bowiem jest w nim sporo rzeczy strasznych i sporo żartów zrozumiałych dla dorosłych. A dla milusińskich są tylko całkiem sympatyczne potwory, więc młodszych dzieci raczej bym nie zabierał na ten film.

Ale za to dorośli będą się bawić bardzo dobrze. Film jest wręcz do przesady upakowany aluzjami i nawiązaniami do filmów, zarówno tych starszych jak kino s-f z lat pięćdziesiątych poprzez Ojca Chrzestnego aż po „Niewygodną prawdę”. Tak swoją drogą. Wreszcie mi ktoś wytłumaczył od czego biorą się kolory jakimi w stanach opisuje się poziom zagrożenia atakiem terrorystycznym. No i perełki w postaci dwóch scen bezczelnie naśmiewających się z oryginalnych wersji – próba nawiązania kontaktu z obcym robotem wraz z mistrzowską solówką prezydenta na keyboardzie, oraz dyskusja jego doradców jak zaradzić zagrożeniu. Swoją drogą ciekawy jestem jak to spolszczy polski tłumacz – bo dyskusja o problemie imigracji i sposobie radzenia sobie z tym jest śmieszna dla amerykanów, w Polsce może być dużo mniej zrozumiała…

Niestety nie miałem okazji zobaczyć tego filmu w 3D, więc niewiele mogę powiedzieć poza tym, że animacja komputerowa jest na typowym dla współczesnego kina wysokim poziomie – natomiast z tego co można wyczytać na zachodnich stronach, warto go obejrzeć dla samych efektów, w szczególności związanych z włosami gigantycznej Susan. Natomiast mogę wtrącić swoje trzy grosze na temat aktorów dubbingujących postacie. Twórcy zdecydowali się na samograj i emploi osoby użyczającej głosu doskonale się wpisuje w postać. By wspomnieć tylko Hugh Laurie jako Dr Karalucha (i ten jego złowieszczy śmiech który doskonale pasowałby do Dr House’a) czy Kiefera Sutherlanda jako Generała Mongera (nie sądziłem, że ktoś może być jeszcze twardszy od Jacka Bauera).

Oczywiście, jak każda bajka i ten film musi mieć odpowiednio pouczający morał. Tak jest również i tu. Na szczeście nie jest on zbyt mocno akcentowany, bo jest zanudzająco wręcz banalny. Nawet potwór może być przyjacielem i inny nie znaczy gorszy. Ciekawi mnie tylko, jak zareagują feministki jak zauważą, że w tym filmie by kobieta stała się pewna siebie i zaczęła sobie radzić na własną rękę – musi zostać trafiona przez meteoryt i napromieniowana…

Moja ocena 7/10