Rewers, Polska 2009
Mały wielki film. Jest to dość lekka czarna komedia o tym jak ciężko sie żyło samotnym kobietom dawniej. A przynajmniej niektórym z nich. Ogladamy dość interesująca akcje udanie poprowadzoną przez reżysera debiutanta, postacie na ekranie są sympatyczne wiec i miło się to ogląda. Ale nie jest to film o którym sie bedzie myślalo po wyjściu z kina – czy tez film który nie da zasnąć w nocy. Tylko czysto rozrywkowe kino. W zeszłym roku przez prasę i środowisko filmowe przetoczyła sie fala krytyki za nagrodzenie „Małej Moskwy” Złotymi Lwami w Gdyni. Jury broniło się, twierdząc że chciało nagrodzić film mający szanse wśród kinowej publicznosci. A nie tylko podobający się krytykom. W tym roku nagrodę dostał „Rewers”. I spotkal się ten werdykt z powszechną akceptacją. A według mnie zrobiono dokładnie to samo. Nagrodzono film lekki, miły i przyjemny, który nie wymaga od widza żadnych głębszych procesów myślowych. Nie krytykuje tutaj w żaden sposób werdyktu – bo i nie widziałem większości z konkursowych fabuł – ale dziwi mnie dlaczego decyzja jury zostala odebrana zupełnie inaczej. Przecieżą tak na dobrą sprawę jedyną rzeczą rózniacą „jakościowo” czy też „poziomowo” jest fakt iż tegoroczny film jest w przeważającej części czarno-bialy. A co to za różnica?
Zasłużenie pochwały zbiera zespół aktorski. Nie tylko dwójka nagrodzona w Gdyni, ale również Krystyna Janda jako matka bohaterki zachowująca zawsze zimną krew i Anna Polony jako nestorka rodu. Świetna rolę ma Marcin Dorociński który przez cały film gra, bawiąc sie wręcz tym graniem postaci bogartowskiej – aż do swoich ostatnich scen, kiedy zaczyna odtwarzać osobę zupełnie inną, ale nadal ogladaną ze sporym zainteresowaniem. Jaką – to trzeba zobaczyć w kinie. Ale najwieksze brawa należą się Agacie Buzek, grającą uroczo bezradną postać miotającą sie pomiędzy oczekiwaniami matki i babki a swoim wyobrażeniem kobiety kochającej i kochanej. I ta scena w której jej bohaterka przez chwilkę ma w sobie odrobinę odwagi – niby scena straszna, ale jednak stanowiąca ucztę dla oczu.
I mała lyżeczka dzięgciu. Moze to rzecz gustu, ale jak dla mnie najsłabszym elementem tego filmu była muzyka – za mocna i przytłaczajaca czasem akcję. Zapewne była to decyzja reżysera by pewne rzeczy akcentować zanim jeszcze pojawią sie nam na ekranie. Ale ja za takim podejscie nie przepadam i przez to mnie ono raziło. Innym niepotrzebnym zabiegiem było moim zdaniem dodanie współczesnego zakończenia – które mocno rozciagneło finał, przez co oslabilo jego dzialanie na widza i przez to "rozwodniło" film. No i ta straszna charakteryzacja postarzająca Agatę Buzek. Nikt nie zauwazył podczas postprodukcji że jej nos jest w kompletnie innym kolorze niż reszta twarzy?
Moja ocena: 7/10