Spread, USA 2009
Zapowiada się to na całkiem interesujący film, pełen drapieżnych obserwacji na temat świata bogatych pań i ich utrzymanków. Zapowiada, bowiem dość szybko wskakuje w utarte koleiny komedii romantycznej i niestety pozostaje w nich prawie do końca. Za to prawie dostaje jeden punkcik w mojej ocenie więcej – ale nie zmienia to faktu iż 3 filmu jest strasznie schematyczne i mało ciekawe. Na dodatek para głównych bohaterów jest Malo interesująca i dość szybko ich los przestaje widza interesować. On jest na tyle głupi, że popełnia wszystkie możliwe błędy, jakie tylko może. Aż dziwne że potrafił w miarę długo się utrzymać jako żigolak. A ona jest najnormalniej w świecie nudna. Owszem, ma bardzo interesujące ciało, ale nic poza tym. I podobnie jak u Nikkiego, nasuwa się pytanie – jakim cudem może ona utrzymać męskie zainteresowanie na dłuższą metę.
Dużo ciekawiej dzieje się w drugim planie, gdzie bardzo interesującą postać tworzy Anne Heche. Właściwie dopóki ona jest na ekranie, to można ten film oglądać. Jej Samantha, początkowo naiwna jak i inne klientki głównego bohatera , ale ewoluuje i zaczyna dostrzegać, że tego typu związek może mieć i swoje pozytywne strony. No ale, wtedy wchodzimy na tereny komedii romantycznej i już jej prawie nie oglądamy. A szkoda. Podobnie ma się sprawa z przyjacielem Nikkiego, Harrym. Zostaje nam on przedstawiony jako sympatyczny facet u którego trochę interesujących rzeczy się dzieje, ale to wszystko. Potem tylko pojawia się parę razy by mógł na jego tle świecić główny bohater – i to wszystko.
Film wyszedł spod ręki Davida Mackenzie. Który wcześniej zaprezentował nam „Młodego Adama” i „Hallam Foe”. I, szczerze mówiąc, fakt iż on był reżyserem był głównym powodem dla którego na ten film poszedłem. Bo jakoś Ashton Kutcher w LA do mnie nie przemawiał. Nie wiem, może dlatego iż nie jest tutaj scenarzystą i przez to piętno jakie odcisnął na tym filmie nie jest aż takie duże – to i film jest słabszy. Bo brakuje tutaj tej drapieżności i celności obserwacji, których jest pełno we wcześniejszych filmach. Bo stwierdzenie „skoro jesteś idiotą w życiu, to i w miłości nim będziesz” – jakoś dla mnie nie jest warte spędzenia półtorej godziny w kinie. Zresztą, musze się zgodzić z jedną z opinii na imdb, że jednym z większych atutów tego filmu jest żaba z napisów końcowych…
Moja ocena: 4/10