The International, USA / W. Brytania / Niemcy 2009

Film nie do końca udany. Po pokazach próbnych zdecydowano się na spore opóźnienie premiery i na dokrętki mające dodać filmowi dużo więcej „akcji”. Nie wiem na ile było to potrzebne, bowiem film ogląda się jak całkiem poprawnie kino akcji – a główna poprawka jest troszkę niepasująca do reszty filmu. Mamy bohatera, który wygląda tak jakby żuł gwoździe i pluł pinezkami, jest jego pomocnica, która głównie robi za ozdobnik, ale gdy trzeba potrafi pokazać pazurki , no i jest oczywiście odpowiednio zła instytucja. A tak swoją drogą producenci mieli nosa opóźniając wejście tego filmu na ekrany. Jakby na to nie patrzeć, szwarccharaktery w postaci bankowców bardzo pasują do naszych kryzysowych czasów. I nie ma w tym filmie jakiś mocno obrażających inteligencję widza rozwiązań fabularnych. Przynajmniej dla mnie – bowiem podszedłem do tego filmu jak do dobrej zabawy, nie planując zbytniego wysilania mózgownicy, więc nawet ormceboyrzbjr jlcebjnqmravr oneqmb cbmnqnartb cemrm cebxhengher Bjran m abjbwbefxvrtb cbfgrehaxh było dla mnie zjadliwe.

Oczywiście, można się przyczepiać do tego, że tradycyjnie główny bohater kulom się nie kłania i nic nie jest w stanie go zatrzymać czy też nawet spowolnić. Ale cóż, takie są reguły gatunku i, ponieważ nie ma ten film ambicji do bycia jakimś kamieniem milowym, można na to spokojnie i bezproblemowo przymknąć oko. Szkoda tylko, że postać odgrywana przez Naomi Watts nie jest zbytnio wykorzystywana. Pojawia się właściwie tylko po to by robić za ładny kontrast dla mocno pobrużdżonego przez życie(i śledztwo) Clivea Owena, a w końcu nie jest to aktorką którą jedyną umiejętnością jest dobry wygląd. Zresztą, chyba wszystkie pozostałe postacie w filmie były tak potraktowane. Mają swoją jedną scenę, a przez pozostały czas robią za element scenografii, tylko czasem wtrącające jakieś słowo.

To jest kolejny w ostatnim czasie dla mnie film, na który poszedłem raczej ze względu na osobę reżysera, niż ze względu na interesującą fabułę. Tym razem wrażenia są pozytywniejsze – bowiem Tom Tykwer, po nudnej i mało ciekawej „Historii mordercy” zrobił film lepszy i dużo przyjemniejszy do oglądania. Pod względem technicznym jest to rzecz stojąca na równym i wysokim poziomie. Oczywiście, nie jest to żadne arcydzieło, pamiętane długo i do którego się wraca - ale całkiem solidna filmowa dawka rozrywki na sobotni wieczór.

<p id=”“ocena””> Moja ocena: 6/10</p>