Thor, USA 2011
Zdarzyło mi się wybrać kilka razy na filmy trójwymiarowe wtedy, gdy stanowiły nowinkę, szybko jednak doszedłem do wniosku, że po pierwsze technologia jest jeszcze mało rozwinięta i średnio komfortowo się je ogląda – a po drugie prawie wszyscy twórcy wykorzystują tą technologię do maskowania słabości swoich filmów (tak, mam na myśli również i „Avatar”), a nie stanowi ona ważny element filmu. Teraz, gdy trzeci wymiar zdobi sporą część wysokobudżetowej amerykańskiej produkcji staram się raczej oglądać „normalne” kopie. Pewnie też dlatego, że nie mam ochoty płacić dodatkowych kilku złotych za niepotrzebny bajer. Ale dystrybutor „Thora” wykazał się sprytem i do polskich kin wprowadził tylko i wyłącznie kopie trójwymiarowe.
Więc chcąc, nie chcąc – mogłem przekonać się czy nadal istnieją powody, dla których unikałem tak unowocześnionych filmów. I tak, wciąż wszystkie wady są obecne. W dodatku systemy wyświetlające film niezbyt potrafią sobie poradzić z bardzo dynamicznymi scenami, takimi jak bitwa w początkach filmu. Co nakłada się na szybki montaż, modny od czasu „Bourne’a” – razem to daje efekt sieczki której nie da się oglądać. Na tyle męczącej, że oglądałem większość tych scen ze ściągniętymi okularami. Niewiele mniej dało się rozpoznać – a komfort oglądania był sporo większy…
Może zostawmy technologię i wróćmy do filmu. Widząc że reżyserem filmu jest Kenneth Branagh, znany głównie ze swoich ekranizacji dzieł Szekspira, spodziewałem się bardzo intrygującego i wciągającego dramatu rodziny, na której swoje piętno odciska władza. Cóż, zobaczyłem film który zapewne ucieszy nastolatków ze względu na akcję, krajobrazy i niezbyt skomplikowaną fabułę. Szkoda zawiedzionych nadziei – ale może też powinienem popatrzeć na siebie. W końcu nie można wymagać od filmu z budżetem sięgającym 150 mln dolarów, by wymuszał cokolwiek od widza poza chęcią konsumpcji przekąsek.
Skoro już napisałem coś o zaletach filmu dla masowego widza. Nie da się ukryć że znajdzie on tutaj wszystko to, czego może oczekiwać. Efekty specjalne – poza jedną czy dwiema mocno sztucznymi scenami – są na poziomie i w sztucznych krajobrazach w pełni wykorzystują możliwości jakie daje trój wymiar. Bijatyki są dobrze skomponowane, a główny bohater pozwala uwierzyć w ego moc. Ale mimo tego jakoś nie wierzę w zbytni sukces „Thora” na naszych ekranach. Za mało znana jest to postać – szczególnie że twórcy filmu w pełni korzystają z, obcego dla nas, bogatego wszechświata komisowego Marvela.
Moja ocena: 4/10