U niej w domu (Dans la maison), Francja 2012
Coś chyba powinienem sobie troszkę wyregulować swój filmowy gust bowiem kolejny raz w ostatnim czasie mam okazję obejrzeć film, w którym widzę jakiś tam poziom – ale zupełnie nie jest on mnie w stanie zainteresować. Owszem, potrafię zauważyć iż jest to bardzo udana zabawa kilkoma gatunkami, jest kilka ciekawych sytuacji, ale też od mnie więcej piętnastej minuty filmu zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie mam większej ochoty na wyjście z kina niż na dotrwanie do końca. Ale że nie aż tak często zdarza mi się z seansu wychodzić przed czasem – to zostałem do końca.
I czy było warto? Oczywiście że nie. Film trzyma stały poziom, niby nie aż taki kiepski, ale zupełnie nieinteresujący. Głównym powodem takiego stanu jest niestety scenariusz – a dokładnie postaci w min występujące. Zarówno młody główny bohater, jak i nauczyciel wciągany przez niego w swój troszkę zboczony świat, są bardzo papierowymi postaciami i na dodatek nie robią nic, by zaskarbić sobie naszą uwagę. W dodatku są niezmienni przez cały film, co nie byłoby żadnym dużym zarzutem, gdyby nie poprzednie zdanie.
Uczeń zadziwiająco łatwo potrafi okręcić wokół swojego palca nauczyciela i bohaterów swoich wprawek pisarskich, a nie jest to w żaden sposób przekonująco umotywowane. Ot, potrzeba scenariuszowa. Nauczyciel zaś, przez cały film zachowuje się niczym nieznający świata lekkoduch – a nie jak osoba która ma wieloletnie doświadczenie w uczeniu, i ponoć lubuje się w obserwowaniu z boku innych. Jeśli dodać do tego narysowane grubą kreską i strasznie jednowymiarowe postaci drugoplanowe (na czele z żoną nauczyciela) – to pojawia nam się obraz filmu, który nie miał szans na bycie czymkolwiek więcej, nawet jeśli jego reżyserem jest tak utalentowany filmowiec jak Francois Ozon. Uczciwie trzeba zaznaczyć, że pretensje może mieć tylko do siebie, bowiem jest on również i scenarzystą…
Ale żeby nie było tak negatywnie i by umotywować jakoś swoją ocenę, to muszę dodać że świetnie dobrany jest do roli młody aktor grający główną rolę. Jego niewinny wygląd, połączony ze świdrującymi i bardzo niepokojącymi oczami – doskonale pasuje do lekko psychopatycznej postaci którą odgrywa. Nie wiem tylko, czy nie będzie to aktor jednej roli, bo poza naturalnymi zaletami, nie dodaje on nic od siebie. Ani nie ma tam gry aktorskiej, ani za bardzo emocji. Na jeden film wystarczy, ale na niewiele więcej…
Moja ocena: 3/10