Whatever Works, USA 2009

Oglądając ten film stwierdziłem, że Woodemu Allenowi zdecydowanie lepiej się pracuje w Nowym Jorku. Po jego kilku ostatnich „europejskich” filmach – średnio ciekawych, zdecydowanie słabszych od tego co tworzył wcześniej – udało mu się zrobić obraz który ogląda się ze sporą przyjemnością. Stary i neurotyczny bohater, który zna odpowiedz na wszystko – i o wszystkim potrafi monologować, to jest coś co wychodzi mu najlepiej. W tych kilku poprzednich filmach, gdzie akcja głównie toczyła się wokół młodych i targanych namiętnościami bohaterów – brakowało takiego poczucia identyfikacji reżysera i twórcy z postacią. A tutaj wręcz można sobie wyobrazić Allena w tej roli. Chociaż po sprawdzeniu w Internecie, że nie jest powrót twórcy do wysokiej formy, a tylko wykorzystanie starego – bo pochodzącego sprzed ponad 30 lat scenariusza – wrażenie po filmie jest troszkę słabsze. Bo w porównaniu z filmami kręconymi wtedy – odstaje on wyraźnie na minus. Ale też człowiek zdaje sobie sprawę jak teraz jest kiepsko z filmami Woodiego Allena. Skoro odrzucony scenariusz epokę temu jest teraz o klasę, a nawet i dwie, lepszy od jego dokonań w ostatnich latach.

To, czym film ten się zajmuje jest chyba mało istotne – w końcu to że kościół nie jest odpowiedzią na nic – a tylko przykrywką do zakłamania, jest obecne w większości filmów Allena. Tak samo jak to, że miłość potrafi sobie poradzić z wieloma problemami, nawet tymi starymi i cynicznymi. Ważne za to są długie monologi głównego bohatera na wszystkie tematy. I dla nich warto na ten film pójść. Bo niezbyt często ma się okazję w kinie zobaczyć przegadany film który by nie był nudny.

A co poza scenarzystą w miarę dobrej formie? Cóż, osoby które widziały którykolwiek z wcześniejszych filmów doskonale zdają sobie sprawę czego można się spodziewać. Bowiem Woody Allen swego czasu wynalazł i udoskonalił formę w jakiej prezentuje swoje przemyślania, i teraz tylko ją raz po raz wykorzystuje. I w tej formie doskonale czują się aktorzy. Świetnie gra głównego bohatera Larry David, który najwyraźniej dobrze się podczas kręcenia bawił i widać tą przyjemność z grania w jego postaci. I jest on wspierany przez resztę aktorów, a już w szczególności przez Patricia Clarkson. Za każdym razem, kiedy się pojawia na ekranie – przyćmiewa resztę obsady.

Moja ocena 7/10