Z miłości, Polska 2010
Im więcej człowiek ogląda polskich filmów, tym bardziej się zastanawia, co kieruje ludźmi z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej przy dofinansowaniu filmów. Robi się to ponoć na podstawie oceny scenariusza projektu ubiegającego się o dotację. A „Z miłości” jest bardzo dobrym przykładem jak ciekawy fabularnie pomysł jest niszczony przez niezbyt dobry scenariusz. Ba, ten film mógłby być dobrym przykładem jak nie należy pokazywać przemian psychologicznych postaci.
Najlepszym tego przykładem jest decyzja młodego małżeństwa o takim zarobieniu pieniędzy. W jednej scenie dowiadują się na zakrapianej imprezie, że można dostać kilka tysięcy za udział w filmie, potem następuje kilka scen nie mających za bardzo związku z tą informacją – i nagle bohaterowie znajdują się w Warszawie tuż przed rozpoczęciem zdjęć. Niby coś widzom się sugeruje, że małżonkowie są w kiepskiej sytuacji finansowej, ale czy rzeczywiście jest tak źle, to nie wiadomo do końca, bo przecież osoby dokładnie liczące każdą złotówkę raczej się nie rozbijają taksówkami. Tak samo jak w ogóle nie są rozważane inne sposoby zarobienia pieniędzy – choćby wyjazd za granicę, który (sądząc po rozmowie w kiosku w jednej z ostatnich scen) nie był problemem dla głównego bohatera. Wygląda to tak, że po prostu pewna sytuacja fabularna była potrzebna reżyserce i już. Kto by się przejmował jej umotywowaniem.
Największy jednak problem mam z zakończeniem. Twórczyni filmu chciała je zrobić wieloznacznym i jednocześnie chyba chwalące wartości rodzinne. A wyszło to tak, jakby pokazano nam test Rorschacha i oczekiwano że zobaczymy wiele rzeczy, a już szczególnie nietoperza. A tak naprawdę dostajemy jeden półuśmiech głównej bohaterki w trakcie oglądania filmu dla dorosłych w której wystąpiła i następnie długą scenę spaceru. Ale jakoś nie da się dowiedzieć ile tak naprawdę kosztował ten występ młode małżeństwo i czy będą w stanie pójść dalej.
Na zakończenie pomarudzę też na temat plakatu reklamującego film. Jest to sylwetka kobiety na ostro czerwonym tle i wielkim napisie, że film tylko dla osób dorosłych. Niby jest to uprawnione, bowiem tematyka filmu dotyczy przaśnego środowiska polskiej pornografii, ale tak na dobrą sprawę wszystko jest pokazane w mocno zawoalowany sposób – wspomagany komputerowym zamazaniem zbyt widocznych części ciała, a chyba każda postać bardziej przypomina jednowymiarową kukiełkę, że kategoria od lat 12 jest bardziej uprawniona. Ale wiem, reklama dźwignią handlu…
Moja ocena: 2/10