Żelazna Dama (The Iron Lady), W. Brytania / Francja
Największym zarzutem, jaki często pada wobec tego filmu, jest pokazanie głównej bohaterki w stanie, w jakim teraz się znajduje i opowiedzenie historii z pozycji starej kobiety, przegrywającej walkę z demencją, która wspomina ważne dla siebie chwile. Z jednej strony trudno się z tym nie zgodzić, gdy pokazuje się jedną z najtwardszych osób w europejskiej polityce drugiej połowy XX wieku – ale rozumiem dlaczego twórcy filmu się na to zdecydowali. Jest to film pokazujący historie z punktu widzenia Margaret Thatcher i starający się pokazać że wbrew tytułowi nie była z żelaza. Pokazuje się ją tutaj jako normalnego człowieka z wadami, słabościami i nieuchronnym końcem.
Pokazanie jak bardzo bezradna jest aktualnie dawna pani premier pozwala na uzyskanie sympatii. Podobnie ma się sprawa z kilkoma scenami z życia rodzinnego – pokazują one jak bardzo dużo kariera polityczna i wybory jakich dokonywała ją kosztowały. No i zupełnie pominięty jest wątek syna Marka, który swego czasu mocno ciążył na wizerunku matki swoimi kryminalnymi wyskokami. Z punktu widzenia osoby interesującej się polityką, jest to bardzo ciekawe studium tego, ile kosztuje polityka i jak kończy się osiągnięcie sukcesu w tej dziedzinie. Dla innych osób będzie to dużo mniej ciekawy seans, bo tak na dobrą sprawę poza obrazem polityki ma on tylko jedną zaletę: Meryl Streep. Ale o tym za chwilkę.
Może najpierw troszkę o wadach. Film przez swoją epizodyczną strukturę nie jest łatwy do oglądania, co chwilkę zmienia się rytm opowieści i momentom bardziej wciągającym towarzyszy okres w którym nic poza nudą się nie dzieje. Skupienie się na jednej postaci i wykorzystanie pozostałych tylko w oderwanych od siebie epizodach powoduje że nie za bardzo jest tutaj możliwość przywiązania się do innych postaci i tak na dobrą sprawę tylko Jim Broadbent w roli halucynacji małżonka głównej bohaterki może cokolwiek konstruktywnego zrobić ze swoją postacią. A szkoda, bo przecież oglądamy wiele pierwszoplanowych postaci z historii najnowszej.
Z drugiej strony – po co się przejmować innymi, jak się ma Meryl Streep w takiej formie. Na tyle na ile potrafię sobie przypomnieć postać żelaznej damy, to jej odwzorowanie jest bliskie ideałowi. Dodatkowo potrafi ona przekazać przemianę jaką przechodzi bohaterka. Od troszkę prowincjonalnej ambitnej działaczki, już z ministerialną teką – ale wciąż 3 planową, do kobiety z którą liczy się cały świat. I do kobiety która nie potrafi zatrzymać się na pozycji lidera, ale staje się tyranem. Przemowa podczas obrad gabinetu w której miesza z błotem jednego z ministrów – świetna scena.
Moja ocena: 6/10