Aalborg

Ostatnio miałem okazję odwiedzić kolejne duże miasto w Danii, położone zaledwie o 45 minut lotu od Kopenhagi. Aalborg jest małym miasteczkiem ulokowanym w północnej części Jutlandii nad fiordem Limfjord. Nadbrzeże jest miejscem spacerów, gdy tylko pozwala na to pogoda. Ponieważ jest to Dania, to nie jest to zbyt częsta możliwość. Jak widać na załączonym obrazku, mojej wizycie pogoda nie służyła i nie miałem okazji za bardzo sobie pospacerować po promenadzie.

Promenada w Aalborg

Aalborg jest czwartym co do wielkości miastem w Danii i wizyta tutaj bardzo dobrze daje odczuć jak mały jest to kraj. Niby jest to troszkę ponad 100 tys. mieszkańców, ale tak na dobrą sprawę ciężko jest się pozbyć wrażenia małomiasteczkowości. Wszędzie blisko, ciekawych rzeczy jest tak naprawdę na jeden dzień zwiedzania. Miałem okazję porozmawiać z jedną osobą, która często odwiedza to miejsce i jako największą atrakcję opisywała tutejsze zoo. Co już o czymś świadczy, bo jednak nie jest to coś unikalnego. Ale może po kolei.

Jedna z wielu interesujących fontann

Miłą rzeczą jest fakt, iż lotnisko znajduje się w zasięgu komunikacji miejskiej i nie trzeba dużej ilości czasu, by dostać się do centrum. Tutaj zwiedzanie można rozpocząć od Muzeum Morskiego – moim zdaniem największej atrakcji tego miasta. Okręt podwodny z lat 60-tych, dostępny w całości, czy też (o ile dobrze się orientuję) najszybszy torpedowiec świata. Plus sporo ciekawych eksponatów dla osób naprawdę zainteresowanych tematyką.

Kolejna fontanna, tym razem skompana we mgle

Niedaleko – bowiem chyba wszystko tutaj znajduje się w tej odległości – znajduje się centrum Utzon, poświęcone sztuce i architekturze, można obejrzeć, ale nie jest to żadne „must see”. Podobnie jak KUNSTEN, kolejna placówka poświęcona sztuce, czy muzeum miejskie. W pobliżu znajduje się też zamek, który zamkiem jest chyba tylko z nazwy. Bardziej przypomina stodołę.

Zamek w Aalborg

Kolejną rzeczą czasem polecaną do odwiedzenia, jest „Jomfru Ana Gade”. Mała spacerowa uliczka, pełna klubów nocnych naprawdę najgorszego sortu. Zdarzyło mi się tam być wcześnie, w okolicach 17-stej i już potem nie odczuwałem potrzeby zobaczenia jej w szczytowym obłożeniu. Wystarczyło że już o tak wczesnej porze jacyś głośni panowie byli wyrzucani z baru, a inni – jeszcze głośniej podśpiewując – przemierzali drogę do jakieś jadłodajni, by wzmocnić się przed kolejną kolejką.

Jomfru Ana Gade tuż przed wieczorem

Z miejsc wartych odwiedzenia jest też znajdująca się pod miastem wieża widokowa, oferująca widok na miasto –pogoda sugerowała, że parędziesiąt metrów od ziemi ciężko będzie zobaczyć własny nos, więc nie próbowałem się nawet tam wybrać. W miarę interesujące jest też ponoć muzeum wikingów znajdujące się na dawnym cmentarzysku.

Pogoda sprzyjała spacerom

Miasto nadrabia trochę pod względem oferty pubowej. Miałem okazję być tylko we dwóch, mikrobrowarze i pubie stylizowanym na angielski, i był to bardzo przyjemny pobyt – może dlatego że można się było ogrzać po spacerze w zimnym jutlandzkim wietrze – a z tego co czytałem przed przyjazdem, to takich ciekawych miejsc dla piwosza jest jeszcze kilka.

Dworzec w Aalborgu

Ale mimo tego ostatniego akapitu cieszę się, że spędziłem w tym miejscu tylko jedną noc, bowiem jakoś atmosfera tego miejsca nie skłaniała mnie do przedłużenia pobytu. Takie małe miasteczko, skąd wszędzie jest daleko i tak naprawdę można tylko się kisić we własnym sosie…