Święto narodowe w Luksemburgu - część pierwsza

Paryż, romantyczny nastrój pod wieżą Eiffela <p> Wyjazd weekendowy do Luksemburga rozpoczął się – co jest oczywistą oczywistością – w Paryżu. Tak, dla mnie też to było troszkę zaskakujące, że na konkretny termin, patrząc z półrocznym wyprzedzeniem, taniej jest pojechać przez stolicę Francji. Szczególnie że ten mały objazd będzie się wiązał z korzystaniem z „normalnej” linii lotniczej, czyli Air France. I z noclegiem. Nie wiem, może miałem okazję trafić na pechowy termin, ale lot Wizzairem do Charleroi wyszedł odrobinę drożej. Jakby to powiedzieli francuzi – c’est la vie… </p>Paryż, jeden z wielu koncertów w trakcie dnia muzyki <p> Poza tym, że wizyta w Paryżu wiązała się ze skróceniem pobytu w Luksemburgu, to niosła za sobą jeden bonus, który nie był przewidziany na etapie planowania wyjazdu – ale okazał się całkiem miłym urozmaiceniem. 21 czerwca przypada bowiem Dzień Muzyki. Tamtejszy wynalazek który próbuje się przenieść i do nas, ale póki co ze średnim szczęściem. Natomiast tam ten dzień jest obchodzony naprawdę hucznie. Prawie na każdym skwerku i placyku odbywają się koncerty do późnej nocy, z których każdy znajduje swoich fanów. Jak to zwykle bywa, jakoś takiego pospolitego ruszenia bywa różna, ale w ciągu kilkunastu minut spaceru można znaleźć odpowiedni dla siebie styl muzyczny i jakość wykonania. Ja miałem to szczęście, że pod hotelem, w knajpce, grał zespół który nie dość że potrafił grać, to na dodatek miał całkiem znośny repertuar. A i pobliska piekarnio-cukiernia miała całkiem smaczne przekąski jak na tą porę nocy. </p>Luksemburg, miasto nie tylko biurokratów - ale i zieleni <p> Na tyle dobrze i długo się tego koncertu słuchało, że troszkę ciężko było wstać rano no południowy pociąg – szczególnie że planowałem sobie pozwolić na leniwe paryskie śniadanie przed jedną z wielu tutejszych knajp z kawą i gazetą (lekko nieaktualną muszę dodać). Szkoda, że na takie przyjemne spędzenie poranka może sobie człowiek pozwolić tylko na urlopie. No ale wracając do Luksemburga – dojechać tam miałem korzystając z dumy tubylców, czyli TGV. Krótka, troszkę ponad dwugodzinna, podróż w starszawym, ale wciąż komfortowym pociągu. Chyba najlepiej dopracowanym z tych kilku pociągów dużych prędkości jakimi dotychczas miałem okazję podróżować. Chociaż, może na mój poczucie przyjemnej jazdy mogła wpływać przekąska jaką sobie zafundowałem. Bagietka, ser i wędlina – równie smaczny co aromatyczny zestaw potrafi umilić każdą podróż. Aczkolwiek nie wiem co na ten temat sądzili towarzysze podróży… </p>Luksemburg, stare miasto znajduje się na skalnym cyplu otoczone dolinami rzek <p> Luksemburg w pierwszym kontakcie nie jest aż tak interesujący. Tamtejszy dworzec bowiem jest dość mały i kiepsko oznaczony. A po wyjściu z niego trafia się na ruchliwą i tłoczną wielkomiejską ulicę. Co też jest średnio zachęcające. Dopiero podróż z tej nowszej części miasta, w której znajduje się dworzec kolejowy, do starego miasta – przez most nad wąwozem – jest interesująca. Stara część miasta znajduje się bowiem na cyplu wciśniętym pomiędzy doliny dwóch rzek. Różnica poziomów jest dość duża, więc i widoki są bardzo ciekawe. W dawnych czasach te położenie było bardzo skutecznie wykorzystywane w fortyfikacjach, teraz pozostaje nam podziwiać widoki. No i można się ewentualnie wybrać na spacer doliną, gdzie znajdują się tereny zielone i nieliczne domy. Sama starówka jest zabudowana dość podobnymi do siebie kamieniczkami, z których wyróżnia się kilka rządowych i kościelnych gmachów. Jadąc dalej od dworca, przejeżdżając wspomniany wcześniej cypel ze starówką wjeżdża się na teren niedawno wybudowanej dzielnicy europejskiej – pełnej monumentalnych biurowców. Ale o tym później. </p>Luksemburg, przygotowania do wieczornych fajerwerków <p> Wcześniej powinienem napisać o głównym punkcie wyjazdu jakim była impreza związana z tamtejszym świętem narodowym. Nie wiem dlatego akurat tego dnia, czyli 23 czerwca – bo nie udało mi się znaleźć pasującej rocznicy, ale cóż. Jak jest, to należy korzystać z okazji a nie zastanawiać się nad nią. W wigilię święta odbywa się całonocne szaleństwo na które przybywają tłumy młodych i w miarę młodych ludzi z ościennych krajów. Impreza powoli się rozkręca kilkoma koncertami na scenach rozstawionych na placach starówki, ale tak naprawdę początkiem są fajerwerki, które są odpalane w okolicach północy. Jest to spektakl naprawdę robiący wrażenie- szczególnie że odpalane są nad wąwozem. Widowisko jest długie i intensywne, dużo ciekawsze od innych wydarzeń tego typu – by wspomnieć tylko fajerwerki odpalane z warszawskiego Pałacu Kultury z okazji przejęcia prezydencji. </p>Luksemburg, jeden z wielu tego dnia koncertów - warto zwrócić uwagę na baterię butelek na scenie <p> Po pokazie pirotechnicznym ogromny tłum rozlewa się po uliczkach starówki na liczne koncerty i imprezy dj-skie. Pomimo ogromnej ilości miejsc w których można potańczyć czy też posłuchać muzyki, do samego świtu panuje tłok i wszechobecne kolejki do barów. Swoją drogą, to pierwszy raz tam miałem okazję zobaczyć pisuary w formie toi-toia. Przyznam się szczerze, że troszkę nieswojo się czułem, gdy w jednym miejscu korzystałem z takiego cuda, który był ustawiony jakieś 2-3 metry obok sceny, na której właśnie odbywał się koncert. Ale wracając z obszarów dygresji. Muzyka która jest grana, czyli szeroko pojętej muzyki dyskotekowej, to wśród bawiących się przeważają młodzi ludzie – którzy mają siły by bawić się do białego rana. </p>Luksemburg, całonocna impreza pełną parą - w okolicach godziny 2 <p> Po całonocnej zabawie pobudka była troszkę późniejsza, więc i nie aż tak wiele się dało zobaczyć tego dnia. Z żalem trzeba było odłożyć na następną wizytę w tym uroczym księstwie wizytę w którejś z okolicznych winiarni, którym klimat – bardzo wilgotny – doliny rzeki Mozeli pozwala na produkcję całkiem smakowitych win. Ale cóż, to kiedyś. Teraz na pierwszy ogień poszły tutejsze kazamaty. Kiedyś pieczołowicie wykuwane schrony i magazyny w skale na której położone jest miasto Luksemburg, teraz tylko ich część jest udostępniona do zwiedzania. Całkiem ciekawe miejsce do zobaczenia – gdzie obok dużych komnat można natknąć sie na długie, wąskie i dość klaustrofobiczne kręcone schody. Nie da się ukryć, że wizytę w tym miejscu troszkę się później pamięta w mięśniach nóg, troszkę zmęczonych ta ciągłą drogą w górę i w dół. </p>