Trzy doby w Oslo - dzień trzeci
<P> Ostatni dzień mojego pobytu wiązał się głównie z jeżdżeniem z miejsca na miejsce niż z odwiedzaniem interesujących miejsc. Na dzień dobry poszło bardzo słynne miejsce i takie, w którym miałem największą okazję słyszeć polską mowę. Czyli Holmenkollen. Czyli miejsce w którym nasz orzeł, wiadomo kto, wiadomo co i nawet wiadomo kiedy… Oczywiście sama skoczna aktualnie jest w przebudowie i można tam podziwiać rozległy plac budowy. Ale ciężko jest odwiedzać Oslo i nie odwiedzić tego miejsca. Szczególnie że jest ono dość urokliwie położone i na trasie do kolejnych atrakcji. </p> <P> Metro w Oslo jest dość osobliwe – ponieważ jeździ zarówno pod poziomem morza, jak i prawie 500 metrów nad nim. Linia nr , która jeździ przez Holmenkollen ma swoje ostatnie przystanki na takiej wysokości. Przy przedostatniej z nich znajduje się Hotel Veksenasen, z którego restauracyjnego tarasu rozpościera się przepiękna panorama zarówno Oslo jak i przyległego fiordu. Hotel często bywa rezerwowany na przeróżne imprezy, dlatego warto pojechać na ostatnią stację kolejki, Frognerseteren, niedaleko której znajduje się urokliwa drewniana kawiarnia. Podają tam smakowity jabłecznik, a widok jest równie atrakcyjny. No i jest troszkę taniej niż w hotelowej restauracji… </p> <P> Po wzmocnieniu się kawą czekała mnie podróż na drugi koniec miasta – do muzeum techniki(Norsk Technisk museum). Żeby tam dojechać należy poświęcić sporo czasu i przy okazji wysiąść z metra, bowiem nim tam się nie dojedzie. Ale na miejscu trudy zostaną wynagrodzone. Aczkolwiek zapewne dużo bardziej się ono spodoba chłopcom – tym dużym i małym. Można tam bowiem nie tylko prześledzić jak rozwijała się technika na przestrzeni czasu, ale również samemu mocno poeksperymentować. I jest jedna bardzo ciekawa ekspozycja – dotycząca ociepleniu klimatu. Już samo wejście do niej jest niezbyt typowe. Należy się przebrać w gumiaki… </p> <P> Wracając do centrum po ciekawej wizycie, miałem po drodze jedno z najbardziej znanych tutejszych muzeów – Munch Museet. Wchodzi się do niego, podlegając prawie takiej samej kontroli jak na lotnisku. Ale po kradzieży sprzed kilku lat dość mocno się tutaj chucha na bezpieczeństwo. Kto widział kilka szeroko publikowanych prac Edwarda Muncha wie co go czeka w tej placówce. A inni mogą się spodziewać dość ciekawego malarstwa, rozpoznawalnego na pierwszy rzut oka. </p> <P> Potem przyszła kolej na odwiedzenie Galerii Narodowej(Nasjonalmuseet - Kunst). I od razu spotyka mnie niespodzianka – trwa właśnie w niej koncert chóru. Którego śpiew doskonale pasuje do tych przepełnionych sztuką wnętrz… No ale to był szczęśliwy traf. Na co dzień odwiedzającym musi wystarczyć sama sztuka. A ta potrafi się obronić. Wystarczy powiedzieć, że obrazy takich artystów jak Picasso czy Van Gogh wiszą gdzieś po kątach. Po obejrzeniu kolekcji z tego muzeum udałem się do budynku naprzeciwko. Właściwie to na tyłach – ale to nieistotny szczegół… Czyli muzeum historycznego (Historisk museum). W nim można znaleźć przedmioty opowiadające o historii ludów ze wszystkich zakątków świata. Każdemu kontynentowi jest poświęcona osobna ekspozycja. I to był ostatni oficjalny punkt programu wycieczki. Jeszcze tylko parę drobnostek. </p> <P> Najpierw odwiedziny w słynnym parku z rzeźbami Vigelanda. Jest to spory park, w którym oś tworzą dziesiątki rzeźb nagich ludzi, w różnym wieku i w różnych sytuacja wyrzeźbionych kamieniu czy też w brązie. A obok jest sporo trawników na których w lecie piknikują mieszkańcy Oslo. Zresztą nie tylko oni, do wyboru do koloru jest nacji. Mieszają się ci ludzie z turystami spieszącymi by zrobić sobie zdjęcie przy najsłynniejszych z rzeźb. Jest to dość ciekawe, jeśli siądzie się gdzieś z boku i poświęci troszkę czasu na kontemplację tego zatłoczonego parku… </p>