Wakacje z Interrailem - dzień piąty
<P>Kiedy już pociąg nocny, którym miałem jechać, został udostępniony podróżnym, okazało się że nie ma mojego miejsca. Miałem numer 1, a numeracja zaczynała się od 3. Zresztą, w całym pociągu tylko w sleeperetce było miejsce o takim numerze. Po rozmowie z panią konduktor okazało się, że nie wiadomo dlaczego, ale dzisiaj podstawiono wagon innego typu. I kazała mi zająć jakieś wolne miejsce, a po kontroli biletów skieruje mnie już na „właściwe”. Ja skorzystałem z sleeperetki, gdzie miejsce oznaczone moim numerem było wolne. Nie wiem, ale coś wydaje mi się że po prostu zamieniono miejscami sleeperetkę (wagon 2) z wagonem 1, w którym ja miałem miejscówkę. </P> <P>Po kontroli biletów nikt do mnie nie przyszedł, więc poszedłem spać – korzystając z prezentu jaki NSB rozdało wszystkim pasażerom, czyli zastawu kocyk, dmuchana poduszka, zatyczki do uszu i przesłona na oczy. Niestety nie dane mi było przespać tej nocy spokojnie. Po północy, kiedy zmieniła się załoga – nowy konduktor wyrwał mnie ze snu i kazał się przesiąść do właściwego wagonu. Niestety nie dał się przekonać, że jak ktoś przyjdzie z miejscówką na to miejsce to je zwolnię. Stwierdzi że mam być w odpowiednim wagonie i koniec. Dobrze że chociaż wskazał mi tam wolne miejsce. A jak później, już nad ranem, szedłem do restauracyjnego na kawę – to moje dawne miejsce było cały czas puste, więc nie wiem dlaczego mi konduktor przerwał noc. </P> <P>A trasa? Cóż, w porównaniu z wcześniej widzianymi na pewno jest mniej interesująca. Ale nadal widoki za oknem są piękne i zajmujące. Aczkolwiek już widać było że opuszczam krąg polarny, bowiem w środku nocy było ciemno, a nie szaro jak dzień (dla mnie) wcześniej. Dojazd do Trondheim jest chyba najładniejszą częścią trasy, kiedy jedzie się wzdłuż brzegu, mając bardzo ładny widok na okoliczne wysepki i zatoczki. </P> <P>Na dworcu czeka mnie małe rozczarowanie – ale przez własne gapiostwo. Mogłem wczoraj pobrać również miejscówkę na pociąg do Lillehammer, nie zrobiłem tego, a dzisiaj się okazało, że już miejsc w „NSB komfort” nie ma. Jest to taki tutejszy odpowiednik pierwszej klasy, która jako taka nie istnieje. Od normalnej części pociągu różni się chyba tylko tym, że dostępny w niej jest bufet z kawą i herbatą – reszta za te przyjemności musi płacić. Dopłata kosztuje równowartość 4 kaw, więc na dłuższych trasach jest to alternatywa warta przemyślenia. </P> <P>Sam pociąg też był średnio atrakcyjny wizualnie. Wagony z lat osiemdziesiątych, którym by się przydało malowanie. W środku też zbyt ładnie nie było. Fotele zużyte, wykładzina poprzecierana, niektóre okna zaparowane w środku. Jedynym plusem był fakt iż w norweskich pociągach są duże odstępy pomiędzy poszczególnymi rzędami i dzięki temu można rozprostować nogi. No i jak ktoś rząd wcześniej rozłoży fotel, to można nadal w miarę dobrze funkcjonować. Po ruszeniu poszedłem na kawę – bo w końcu znowu dużej części nocy nie przespałem – i muszę stwierdzić, że kawę akurat podają niezłą, dużo lepszą niż w kolejach szwedzkich czy też polskich. Podróż do Lillehammer upłynęła mi dość szybko i w miarę przyjemnie. Znowu widoki za oknem były w miarę atrakcyjne, ale nie rewelacyjne. Tylko można troszkę narzekać na komfort – wagon był głośny i czasem mocno nim rzucało. Siedział obok mnie jakiś gadatliwy dżentelmen, który jak tylko się dowiedział skąd jestem, zaczął wspominać o czasach gdy wynajmował w Sztokholmie mieszkanie polskiemu konsulowi, o tym jak był kiedyś w Polsce… No i strasznie narzekał na tutejszą infrastrukturę. I jak na skalę bogactwa tego kraju – chyba mu się nie dziwię.</P> <P>A propos problemów z infrastrukturą. Chyba największe rozczarowanie tego dnia przeżyłem po zajęciu miejsca. Wydawało mi się, że co jak co, ale na pewne udogodnienia cywilizacyjne może już człowiek liczyć. Szczególnie jeśli dzieje się to w wysoko uprzemysłowionym i bogatym kraju, w pociągu ekspresowym jadącym w dość długiej relacji. Otóż, liczyłem na gniazdka elektryczne. A tu nic. Nawet w ubikacji nie było gniazdka na golarkę… A tutaj aparat ledwie zipie, komórka odmówiła posłuszeństwa – a laptopa czeka praca liczona w minutach. Nie wspominając o mp3 playerze. Nie ma to jak być gadżeciarzem… Jeśli z Lillehammer nie będzie „normalniejszego” pociągu, to może być problem. Albo w ostateczności w nocnym do Malmo…</P> <P>Na szczęście się okazało że w poczekalni dworcowej w Lillehammer są gniazdka. I jest w nich prąd. Co prawda wymusiło to na mnie skrócenie zwiedzana tego miasteczka – ale za to jest szansa że będą zdjęcia z innych miejscówek. Bo z takiego tutejszego parku olimpijskiego nie będzie, aparat odmówił współpracy. Co do samej miejscowości. Bardzo sympatyczne miejsce, ale nie chce się wierzyć, że mogła tu być taka wielka impreza jak igrzyska olimpijskie. Bo jest to dość malutkie miasteczko, położone uroczo na zboczu wzgórza, przez co spacer po jego uliczkach może być lekko męczący – szczególnie z bagażem na plecach. Bardzo przyjemnie mi się spacerowało po głównym deptaku, który jest równoległy do torów kolejowych, a oddalony o zaledwie paręset metrów od dworca. Czuje się tutaj taki, uzdrowiskowy klimat w powietrzu. Gdyby nie obca mowa wokół, to było prawie tak jak w Wiśle.</P> <P>Po krótkim dwugodzinnym pobycie w mieście olimpijskim z 94 roku, czas na Oslo. Udaję się tam czymś co według Hafasa – z którym wspólnie planowaliśmy tą podróż – ma być IC. Ale tutejsze określenie, czyli Regionaltag bardziej do niego pasuje. Choć nie jest aż tak źle – bo jest to, pod względem komfortu jazdy najlepszy pociąg jakim jechałem w Norwegii. I można dodać, że pracują nad tym, by było jeszcze lepiej – testowany jest w nim internet pokładowy. Na tyle dobrze testowany, że po 5 minutach używania został mi dostęp odcięty. Szkoda, bowiem droga do Oslo dużo mniej interesująca od wcześniejszych. Ot, może tylko troszkę pagórków i tuneli po drodze. I jakieś większe jeziorko.</P> <P>Ponieważ już miałem okazję spędzić troszkę czasu w Oslo, a dzisiaj nie mam aż tylu czasu by zrobić coś więcej niż tylko wyskoczyć na kawę – to ograniczam się tylko do tego. A ponieważ w okolicy dworca nie ma żadnego interesującego miejsca by to zrobić, więc nawet nie opuszczam budynku dworcowego. </P>