Wakacje z Interrailem - dzień trzeci
<p>Następnego dnia rano melduję się na dworcu troszkę po 8 rano, by dosiąść się do pociągu nocnego ze Sztokholmu do Narwiku. Bilet na ten pociąg kupuje normalnie w kasie – bowiem szkoda marnować interraillowy dzień na kilku godzinną podróż. Na dworcu okazuje się, że wcale nie musiałem się tak spieszyć – pociąg przyjeżdża z 35 minutowym opóźnieniem. Wagonu siedzące w tym pociągu są niedługo po modernizacji, wyposażone w znane mi z X2000 fotele, oraz gniazdka przy każdym miejscu. </p> <p>Pierwszy etap podróży, do Kiruny, jest dość monotonny. Za oknem non stop karłowate brzózki i jeziorka – po wczorajszym, nic szczególnego. No może poza tym, że trasa jest dość kręta. Kupując w tym czasie kawę miałem spory problem logistyczny, próbując trzymając kubek w jednej ręce, mleczko w drugiej, otworzyć je i jednocześnie nie oblać się. Co mi się udało. Oblałem się kawą dopiero przy piciu. W Kirunie czeka pociąg długi, bo 1,5 godzinny postój. </p> <p>Z powodu remontu torów skład zostaje skrócony o połowę, ludzie z wagonów sypialnych i kuszetek mają się przesiadać do wagonów z miejscami do siedzenia. Nie wiem tylko dlaczego to ma tyle trwać, bo na żaden pociąg nie czekamy, a odłączenie wagonów aż tyle nie trwa. W ramach zadośćuczynienia za dłuższą podróż koleje szwedzkie fundują wszystkim pasażerom kawę i ciasteczka w budynku dworca. Troszkę zaskakujące dla turysty z Polski, ale z chęcią korzystam. Przy okazji można poczytać jak pobliska kopalnia wymusza przeniesienie miasteczka w inne miejsce. A dla szwedzkojęzycznych jest nawet prezentacja multimedialna. </p> <p>W momencie podłączania lokomotywy do skróconego składu można się przekonać o poczuciu humoru tutejszych kolejarzy. Otóż maszynista trąbi i zaczyna ruszać – jest jeszcze 10 minut do odjazdu, więc mało kto się tego spodziewa. Dobrze, że byłem w tym momencie na peronie, więc jedyną „przyjemnością” jaka mnie spotkała było wskakiwanie do jadącego wagonu. Ale za to spora ilość współpasażerów zaliczyła bieg przez dworzec i peron. Co szczególnie w wykonaniu emerytów było interesującym widokiem. Ale że to jeszcze nie była pora odjazdu, to pociąg pokonał jakieś 50 metrów spacerowym tempem i się zatrzymał. Po co była ta krótka jazda – nie wiem. Ważne jest to, że dzięki skróceniu postoju nadrabiamy spóźnienie. </p>
<p>Od Kiruny zaczyna znowu interesująca trasa. I warto usiąść po prawej (patrząc w kierunku lokomotywy), bowiem po tej stronie są najbardziej interesujące widoki. Jeziora, rzeki, wartkie strumienie, skaliste góry – na niektórych cały czas leży śnieg. Po minięciu Abisko pociąg kilkukrotnie jedzie przez tunele. A po przejechaniu przez szwedzko-norweską granicę zaczyna się najładniejsza część podróży. Pociąg prawie cały czas jedzie zboczem fiordu i dzięki temu mamy fantastyczny widok. Szczególnie że przez ostatnie półgodziny tracimy prawie 500 metrów wysokości.</p> <p>Narvik był etapem podróży którego się najbardziej obawiałem – i jak się okazało, nie bez powodu. Niestety nie udało mi się dokładnie zlokalizować miejsca w którym znajduje się tamtejszy dworzec autobusowy, czyli Narvik AMFI i musiałem to robić na miejscu. A ponieważ wspomniana wcześniej naprawa torów w okolicy Kiruny opóźniła przyjazd pociągu do Narviku, to miałem tylko troszkę ponad godzinę na przesiadkę. </p> <p>Na szczęście udało mi się znaleźć dworzec autobusowy, ale zajęło to dużą część czasu przewidzianego na zwiedzenie tamtejszego muzeum wojennego. Co gorsza, okazało się że tutejsze pojęcie „fast food” jest dość mało „fast” I tym sposobem nie udało mi się do muzeum dotrzeć. </p> <p>Kolejna niespodzianka czekała na mnie na dworcu. Okazało się, że niezgodnie z tym co znalazłem w internecie, nie ma takiego autobusu jak „Lofoten Express” do A(z kółeczkiem). Na szczęście kierowca wyjaśnił mi, że w stolicy Lofotów, Lesknes będzie możliwość przesiadki na lokalny autobus do mojego celu podróży. Kolejne zaskoczenie przeżyłem jak zobaczyłem na drogowskazie, że czeka mnie prawie 400 km jazdy. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się że jest to dużo krótszy dystans…</p> <p>Sama jazda była bardzo przyjemna i obfitująca w przepiękne widoki. Na pewno warta spędzenia tych 7,5 godziny w autobusie. Aczkolwiek nie piękniejsza od drogi kolejowej do Narwiku. Pod koniec jazdy okazało się, że autobus nawet zatrzymuje się przy terminalu portowym z którego o 6 rano odpływa prom do Bodo. </p> <p>Ale ponieważ miałem przed sobą 7 godzinny nocleg pod gołym niebem, a nie chciałem go spędzić wpatrując się tępo w wodę – to pojechałem do końca trasy. I potem mogłem sobie wrócić spacerkiem po krętej dróżce, wśród skał i domków tubylców. Jak na koniec kontynentu to strasznie zurbanizowany jest to rejon…</p>