Chorobowe

Ostatnio pokazała się w wiadomościach informacja o wyborze „tymczasowego” ministra obrony. Nie byłoby to samo w sobie niczym ciekawym ani zaskakującym – może lekko nietypowym, gdyby nie powód, dla którego trzeba było „prawdziwego” ministra zastąpić. Otóż, okazało się, że dotychczasowo piastujący te stanowisko Jakob Ellemann-Jensen potrzebuje czasu by odpocząć i wyzdrowieć. Nie da się ukryć, że zeszłoroczna kampania wyborcza była trudna i choć mierzył on (i jego partia) wysoko, to musiał uznać wyższość Socjaldemokracji i nawet dość zaskakująco wraz ze swoją partią dołączył do koalicji rządzącej.

O ile sama depresja nie jest niczym dziwnym i nietypowym, to wydaje mi się, że takie przyznanie się do „słabości” na tym poziomie jest dość nietypowe. Tak jak nietypowa jest reakcja. Otóż politycy z innych obozów albo wcale nie zareagowali, ale spotkało się to tylko z życzeniami powrotu do zdrowia. Żadnego docinania, żadnego wykorzystywania gorszej pozycji oponenta. Bardzo budujący obrazek.

Chyba jedynym obozem, w którym dyskutowano reperkusje związane z omawianym tutaj chorobowym, była partia której minister przewodniczy. Ale też bez skupiania się na nim, tylko na problemie, jaki jego nieobecność stanowi dla niej. Tak jak wspomniałem troszkę wcześniej, Venstre nie do końca mogło być zadowolone z wyników zeszłorocznych wyborów, a już nieoczywista decyzja o dołączeniu do koalicji rządowej była dość ryzykowna dla przyszłych wyników wyborczych.

Bowiem będąc w rządzie, w którym premier należy do innego ugrupowania, należy cały czas pracować nad tym, by nie stać się przystawką, tylko był rozróżnialnym bytem politycznym. A ciężko jest to robić, gdy lider jest nieobecny. I dokładnie o tym jest dyskusja. Skoro nie wiadomo, kiedy ów lider powróci, to może nie czekać, tylko wybrać nowego – bo za kilka miesięcy straty mogą być już nie do odrobienia.

I takie podejście jest bardzo sympatyczne – rozmowa o problemie a nie o człowieku i jego słabościach. Ciekawe, jak by taka sytuacja wyglądała, gdyby przydarzyła się w kraju nad Wisłą…