Kampania wyborcza

Nie pamiętam czy o tym pisałem, ale na pewno nie poświęciłem temu całego wpisu. Otóż, bardzo podoba mi się kampania wyborcza przed wyborami – nie tylko parlamentarnymi – a w szczególności jej „outdoorowa” część. Czyli te wszystkie plakaty oraz wszelkiego rodzaju wydarzenia z tym związane.

Nie ma tutaj za bardzo zwyczaju wykorzystywania bilbordów, zresztą i tak jest ich dużo mniej niż w takiej Polsce, więc i ich wykorzystanie nie byłoby aż takie skuteczne z punktu widzenia ekspozycji. Do reklamy politycznej wykorzystuje się tutaj plakaty formatu bodajże A2 wieszane ad-hoc na drzewach, słupach, ogrodzeniach – wszędzie tam, gdzie można je zawiesić.

Ale, jako że ściśle określony jest prawnie okres, w którym można je zacząć rozwieszać, a do kiedy należy je zdjąć, to ten okres chaosu plakatowego, gdzie jest ich mnóstwo i w każdym możliwym miejscu, jest na tyle krótki, że nie przeszkadza. Szczególnie, że jeśli plakaty nie zostaną sprzątnięte, to zostanie to zrobione przez służby miejskie – za dużo większe pieniądze i podane zostanie do wiadomości publicznej, kto nie potrafi po sobie sprzątać.

Ponieważ ta kampania jest krótka, to i kandydaci czy partie starają się wyciągnąć z niej tyle, ile można. Rozwieszenie pierwszych plakatów jest zawsze wydarzeniem, gdzie widzimy statecznego posła łażącego po drabinie i męczącego się z trytkami, jest telewizja (gdy to ktoś znaczący), balony, cukierki i przeważnie grono sympatyków. Takie niby nic, ale opakowane bardzo ładnie, tak typowo po duńsku…

No i w dodatku te plakaty, chyba wszystkich partii też są ustandaryzowane. No może nie 100%, ale znacząca większość plakatów. O wielkości wspominałem, a poza tym jest na nich zdjęcie oraz nazwisko kandydata i literka partii, do której przynależy. Czasem się tylko pojawiają dodatkowe elementy jak krótkie hasło czy też, coś co widzę chyba pierwszy raz, informacja o pochodzeniu plakatów z recyclingu z poprzednich wyborów. Nie ma wielu rzeczy, które pozwoliłyby się wyróżnić na tle konkurencji.

Wspomniałem o literkach przypisujących przynależność partyjną. Każda partia ma swoją literkę, z przyczyn zaszłości historycznych nie zawsze pasującą do nazwy, i jest to wykorzystywane w dużo większym stopniu, niż na przykład logo partii. Dla mnie jest to bardzo ciekawe, że w taki prosty sposób można łatwo stworzyć system identyfikacji, który będzie oczywisty dla każdego, kto się choćby przez chwilkę tym zainteresuje. No i wszyscy są równi – to w końcu tylko jedna literka, nie trzeba wydawać krocie na design symbolu partii…