Opakowanie na przykładzie Skagen
Odkąd jestem w Danii, jestem pod wrażeniem umiejętności z jaką są Duńczycy w stanie opakować dany produkt i go sprzedać. Czyli tzw. duński design. Jedna rzecz, że udało się im przekonać samych siebie, że są w tym (prawie) najlepsi na świecie, a druga, że duża część współczesnego świata im uwierzyła i ten wspomniany wcześniej Danish Design jest synonimem czegoś naprawdę dużej klasy i jakości.
Chciałbym tutaj zaznaczyć, że nie deprecjonuję tutaj tego całego podejścia – przeważnie są te wszystkie „produkty” są wysokiej klasy i wartości, ale bardziej chciałem tutaj napisać na temat podejścia, w którym opakowanie produktu i jego cała otoczka jest równie ważna, a może nawet bardziej od samego produktu i trzeba na te tematy poświecić równie wiele czasu oraz środków, jak na opracowanie samego produktu.
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie ponowna wizyta w Skagen i odwiedzenie muzeum poświęconemu grupie artystów z XIX związanych z tym miejscem. Ogólnie, pod względem kultury, miejscowość ta stawia na ów nurt. Jest główne muzeum oraz kilka oddziałów w zabytkowych domach osób powiązanych owymi malarzami.
Nurt jak, nurt – ciekawe podejście do światła i kolorystyki, plus tematyka powiązana z codziennym życiem rybaków na dalekim półwyspie pewnego niezbyt bogatego (wówczas) kraju. Ale, by to lepiej opakować, mamy pokazane wiele innych prac owych artystów, nawet jeśli nie mają wiele wspólnego ze Skagen. A to obrazy będące owocem czyjegoś wyjazdu do Francji, a to obrazy związane z wyjazdem do Włoch, a to cykl portretów rodziny bogatych fabrykantów, a to lanszafty z polowań. Wszystko bardzo ładne i spójnie połączone narracyjnie z „główną” częścią wystawy – ale tak naprawdę ta główna część wystawy stanowi tylko 1/3 czy też ¼ całości.
Do tego mamy do dyspozycji sporo rzeczy dostępnych w muzealnym sklepie. Typowe pamiątki muzealne, ale też porcelanę, ubrania, książki czy niezbyt psujące się artykuły spożywcze. Wszystko tak stylistycznie dopasowane, że stanowią ładne dopełnienie, ale zapewne wymagało sporej pracy intelektualnej, bo na pierwszy rzut oka kapelusz plażowy (oczywiście duńskiego designera) nie do końca pasuje do muzeum z obrazami.
I tak jest w przypadku wielu rzeczy. Czy to ubrań, czy to elektroniki, czy też całego pojęcia hygge (w ujęciu w jakim jest ono sprzedawane za granicę, a nie w jakim jest używane w Danii na co dzień). Można podziwiać, można zazdrościć, ale też trzeba takie podejście szanować. Bowiem pozwala promować kraj, producentów i budować odpowiedni wizerunek na całym świecie. Szczególnie jak się jest małym krajem.