Gadżeciarstwo

Chyba powoli zaczyna się do mnie zbliżać kryzys wieku średniego, bo zdecydowałem się ostatnio na zakup gadżetu, który po pierwsze jest drogi, a po drugie zaspokaja moją potrzebę, której dotychczas nie odczuwałem potrzeby by mieć zaspokojoną…

Otóż zakupiłem sobie rowerową poduszkę powietrzną. Czyli takie coś, co nosi się zamiast kasku i co w teorii powinno uchronić moją głowę przed nadmiernymi uszkodzeniami w razie wypadku. A i w zimie powinno trochę ogrzać gardło, bo jest to tak naprawdę przerośnięty komin, z którego wybuchnie poduszka ochraniająca głowę.

Po przyjeździe do Danii zauważyłem, że całkiem sporo osób posiada takie rozwiązanie, i z pewnością jest to coś wygodniejszego od tradycyjnego kasku. Ale wtedy zobaczyłem też cenę, i stwierdziłem, że owszem, bezpieczeństwo własne jest ważne, ale chyba nie warte aż takich pieniędzy. Tak, wiem, jest bezcenne, ale jakoś nawet bezcenne rzeczy wydają się drogie, jak należy za nie zapłacić…

W każdym bądź razie, tej jesieni jakoś cena wydała mi się mniejsza i w przypływie szaleństwa zdecydowałem się na zakup. Owszem, jeździ się w tym wygodnie i tylko w największy upał troszkę przeszkadza grzejąc w kark – więc jestem z tego zakupu zadowolony. Aczkolwiek muszę się przyznać, że ciągle zastanawiam się, kiedy mi ta poduszka powietrzna wybuchnie. Jeden mój znajomy kiedyś opowiadał, że dostał taki „kask” od żony w prezencie, ale nie udało mu się nim zbytnio nacieszyć, bowiem po kilku dniach, kiedy spadły mu klucze przy zabezpieczaniu roweru, schylił się po nie – i bum. Komputer siedzący w tej poduszce stwierdził, że to niebezpieczny upadek, i aktywował poduszkę.

Tak, niby jest opisane w instrukcji obsługi, że należy aktywować poduszkę tylko i wyłącznie na rowerze, bowiem oprogramowanie jest skalibrowane na wydarzenia dziejące się podczas jazdy na rowerze – a nie przed czy po, ale mimo wszystko wciąż łapię się na myśleniu, że jak wjadę w jakąś dziurę na drodze czy też gwałtownie zahamuję – to będzie bum. Ale jeszcze się tego nie doczekałem na szczęście.

A i troszkę się uspokajam, że jeszcze nie jest tak źle z moim kryzysem wieku średniego, bowiem udało mi się powstrzymać przed zakupem kolorowego wdzianka na tą poduszkę. Bo „domyślny” czarny pokrowiec jakoś wydaje mi się nudny. Ale jeszcze nie jestem gotowy na zapłacenie kilkuset koron za kilka kawałku poliestrowego materiału. Nawet jeśli są całkiem ładne. Jeszcze…