Kilka wspomnień o Distortion

Troszkę spóźniony wpis, ale jakoś nie było wcześniej czasu – stąd dwumiesięczny poślizg. Distortion jest corocznym festiwalem odbywającym się w czerwcu w Kopenhadze. Można go podzielić na dwie części. Najpierw w środę i czwartek są „dzielnicowe” imprezy – jednego dnia w Nørrebro, drugiego w Østerbro, a w weekend imprezy odbywają się na terenie festiwalowym.

O ile wszystkie imprezy weekendowe są płatne, to te dwa dni dzielnicowe składają się z darmowych imprez ulicznych oraz płatnych klubowych. I właśnie o tych darmowych chciałem troszkę napisać. Każdego dnia rozstawionych jest parędziesiąt scen, od takich małych, przypominających przyczepę, aż po bardziej „profesjonalnie” wyglądające, sporo ulic jest pozamykanych, a w dzielnicy bawi się parędziesiąt, tak do 100, tysięcy ludzi. Nie tylko młodych.

Muzyka? Przeróżna, od techno, poprzez muzykę klubową, rocka, aż po klasyczną. Chociaż ta ostatnia ma się średnio, bowiem nie do końca dobrze przebijają się smyczki przez dudniący bas sąsiadów. Ale ciekawym doświadczeniem jest picie szampana (znaczy się, wina musującego) na skwerku i oglądanie kwartetu smyczkowego próbującego nie dać się mocniejszym rytmom. Wino – bo sponsorem akurat tej sceny był producent takowego napoju.

W każdym bądź razie jest to bardzo ciekawe, jak mogą bezproblemowo ze sobą współistnieć fani różnych, na co dzień niezbyt się przenikających światów muzycznych. Wspomniałem też o różnych grupach wiekowych które korzystają z koncertów. Owszem, najwięcej jest studentów, ale całkiem sporo, szczególnie w oczach osoby z naszego kraju, gdzie jednak na takie imprezy chodzi się przed 30-tką, było ludzi w średnim czy średnio-starszym wieku.

Fajne jest też to, że o ile w miarę trwania imprezy ludzie stają się coraz bardziej „weseli”, to cały czas pozostaje to wesoła impreza które jest bezpieczna dla uczestników. Ani nie widziałem żadnych agresywniejszych zachowań ani też nie słyszałem o takowych – co przy takiej masie ludzkiej jest pewnym osiągnięciem.

No i bardzo podobała mi się organizacja tego wszystkiego. Od rana do 15 budowa scen i infrastruktury, punktualnie o 22 koniec i ewentualne przenosiny do klubów, a rano już było z grubsza posprzątane, a wieczorem naprawdę trzeba było się postarać by znaleźć ślady po wczorajszym szaleństwie. Może poza unoszącym się zapachem moczu – jednak piwo jest dość moczopędne, a toalet jest zawsze za mało…