Lokalny kiermasz

Trochę w tym roku później niż zwykle, ale zaczął się w końcu sezon na kiermasze. Sprzedaż używanej odzieży czy też drobnych rzeczy do domu jest bardzo popularna w Danii, kilkukrotnie chyba już o tym pisałem, ale dzisiejszy wpis poświęcę na opisanie wrażeń z takiego małego bardzo lokalnego – tego typu kiermaszy chyba nie miałem jeszcze okazji odwiedzić.

Ponieważ sporo kiermaszy w tym roku zostało odwołanych przez epidemię, a kiedy obostrzenia zostały troszkę zmniejszone to rozpoczął się sezon urlopowy, to dopiero w czerwcu miałem okazję odwiedzić pierwszy loppemarket w tym roku. Jako że nie mam zbytnio potrzeb zakupowych, to bardziej były to odwiedziny mające na celu poczucie lokalnego kolorytu i atmosfery. Przez to zdecydowałem się na bardzo mały kiermasz, odbywający się jednym z okolicznych podwórek.

I było to bardzo ciekawe doświadczenie. Co prawda niczego nie kupiłem i troszkę byłem zaskoczony cenami – bardziej na poziomie małej wyprzedaży w sklepach, ale bardzo podobało mi się ta wizyta jako doświadczenie.

Po pierwsze, nie mam zbyt wielu okazji odwiedzać innych niż moje podwórek, a tutaj trafiło mi się całkiem fajne, takie nietypowe, bo należące do kilku bloków z zupełnie innych okresów, więc i nie do końca banalne. A po drugie, widać było, że chyba ważniejszym celem dla uczestników jest integracja mieszkańców, niż sama sprzedaż. Więc było sporo spotkań dawno nie widzianych znajomych (no przynajmniej takich z którymi dawno nie było możliwości porozmawiania), zabawki wystawione na sprzedaż były nieustanie testowane przez sąsiedzkie dzieci, a tu i ówdzie sąsiedzi częstowali się różnymi, specjalnie przygotowanymi na tą okazję smakołykami.

Oczywiście, nie było to jakieś niezapomniane doznanie, ale miło było spędzić te kilkanaście minut w takiej miłej sąsiedzkiej atmosferze. Szczególnie że w tym roku raczej się człowiek starał unikać innych i nie za bardzo miał okazję na interakcje…