Znowu zima

Już grudzień i całkiem niedawno przyszła zima. Taka troszkę inna od tego, do czego można się przyzwyczaić w Polsce. Tam przeważnie można się spodziewać mroźnego i suchego powietrza, od czasu do czasu przerywanego wiatrem. I jest to takie bardziej naturalnej dla mojego organizmu.

Tutaj zima jest troszkę inna. Po pierwsze, nie jest aż tak zimno – przynajmniej pod względem temperatury. Nieczęsto mamy do czynienia z większym mrozem, przeważnie słupek rtęci nie spada poniżej zera. Tylko jest to zupełnie inaczej odczuwana temperatura. Przez to, że znajdujemy się na wyspie, w kraju otoczonym przez morze, to wilgoć panuje tutaj bardzo duża i wpływa to na odczuwanie temperatur.

Tak samo jak różnie czuje się wysokie temperatury w takim Dubaju, a inaczej w Azji południowo wschodniej, tak i tutaj te zero stopni jest zupełnie innym doznaniem. Te mokre zimno jest przeszywające do szpiku kości, szczególnie jeśli połączy się je z wiatrem, który raczej jest codziennością – a nie odmianą.

Szczególnie czuć to teraz, kiedy temperatury spadły w porównaniu z listopadem i kiedy tutejszy transport publiczny przeżywa ciężkie chwile. Z jednej strony urządzenia też muszą się dostosować do zmiennej aury i często zdarzają się awarie, a z drugiej, aktualnie mamy okres strajków i człowiek często musi postać trochę na przystanku czy też stacji w oczekiwaniu na transport. Szczególnie jeśli dzieje się to już po zmroku i nie ma niczego, poza myślami o gorącej herbacie, co może ogrzać człowieka tkwiącego w oczekiwaniu.

Aktualny okres przejścia z jesieni do zimy nastraja mnie do rozważenia, czy uda mi się kiedyś tutaj zasymilować. A wynika to z faktu, że jakoś nie potrafię sobie siebie wyobrazić sobie jeżdżącego niczym tubylcy przez całą zimę na rowerze. Po kilku próbach muszę powiedzieć, że po prostu nie to dla mnie przyjemnością – nie żeby codzienny dojazd do pracy był – to jest bardzo mało fajny czas, gdzie każdy przejechany kilometr kosztuje bardzo dużo.

Patrząc po ścieżkach rowerowych, wielu tubylców też odstawiło rowery na zimę do piwnicy, ale jednak sporo z nich wciąż widać. Czy pada, czy wieje – jeżdżą. Ja chyba, w dającej się przewidzieć przyszłości, do nich nie dołączę. Przykra to świadomość, ale też chyba czasem trzeba postawić sobie jakieś granice poświęcania się…