Czeski błąd (Kawasakiho ruze), Czechy 2009
Na początek powinienem wspomnieć o jednej rzeczy – otóż jakoś nigdy nie udało mi się przekonać do czeskiego kina. Wiem, cieszy się ono bardzo dobrą opinią i jest ono u nas bardzo lubiane i oglądane. Cóż, jakoś się nie wciągnąłem w ten nurt i pewnie nie powinienem opisywać filmu produkcji naszych południowych sąsiadów. Ale ponieważ Internet jest wolnym medium, w którym pełno jest małowartościowych treści, więc nie pozbawię się tej przyjemności. Dość dyskusyjnej.
Nie przepadam za filmami które opowiadają o oczywistych oczywistościach i na koniec serwują widzom Bardzo Mądrą Prawdę, która tak na dobrą sprawę jest równie bezdyskusyjna jak cała wcześniejsza historia. I dokładnie takim filmem jest „Czeski błąd”. Szczególnie patrząc nań z perspektywy naszego kraju, który z problemem lustracji boryka się od 20 lat. A skoro już tyle mamy okazję się „wozić” z tym tematem, to i nic nowego raczej nie usłyszymy. I nie słyszymy. Niby jest to historia o bardzo trudnej ocenie kogoś kto współpracował z bezpieką, może z niskich pobudek i może przez niego zmieniły się losy jakiegoś człowieka. Ale też zasłużył się, pomagał – a i teraz stanowi przykład. Historia jakich wiele. Tylko co ona nam daje? Możemy oceniać czyjeś postępowanie? Nie za bardzo – w końcu z perspektywy kinowego fotela mało co jest obiektywne. Możemy dostosowywać tą historię do teraźniejszości? Też nie za bardzo. Jedyne co możemy to śmiać się z dość głupich rozmów o buddyzmie czy też 50 rzeczach które chce się powiedzieć kapusiowi. Jeśli kogoś to śmieszy oczywiście.
Swoją drogą ciekawe czy autorzy tego filmu inspirowali się historią naszego byłego prezydenta, który dawno-dawno temu , najpierw nasikał do chrzcielnicy, potem coś podpisał – ale potem skokiem przez płot uruchomił domino które rozsypało żelazną kurtynę. Niby taka sama historia i niby te same pytania do odpowiedzenia. Tylko że wałkowane od lat przestają być interesujące, a zaczynają stanowić lokalny folklor, którym zajmują się tylko historycy i niespełnieni frustraci szukających spisków wszędzie wokół siebie. Ale dlaczego do tego grona dołączył Jan Hrebejk?
Reżyser który ma w swoim dorobku kilka naprawdę ważnych i interesujących produkcji, które - niezależnie od tego jak oceniam czeskie kino – warto zobaczyć. Jak chociażby „Musimy sobie pomagać” czy też „Piękność w opałach”. Które w nietuzinkowy sposób opowiadają interesujące historie. A tutaj taki klops. Mam tylko nadzieję, że jest to wypadek przy pracy a nie początek trendu. A jeżeli ktoś ma ochotę na film opowiadający o problemie lustracji i trudnych wyborów z przeszłości –to polecam polską „Rysę”. Która jest opowieścią wciągającą i trzymającą w napięciu przez cały film…
Moja ocena: 4/10