Drapacz chmur (Skyskraber), Dania 2011

Ten duński film dostał się na nasze ekrany dość niezauważenie i chyba tak też przez nie przemknie. Troszkę niezasłużenie moim zdaniem. Nie jest to co prawda jakieś niezapomniane arcydzieło, ale też na pewno jest to obraz warty zobaczenia. Może odniosłem mylne wrażenie, ale dla mnie jest to udane połączenie realizmu magicznego rodem z południowej ameryki ze skandynawskim chłodem i naznaczonym dwoistością podejściem do inności. W „drapaczu chmur” obserwujemy duńskie miasteczko zagubione gdzieś w przestrzeni, i po tragicznym wypadku zastygnięte w czasie – nie do końca wiadomo czy mamy lata osiemdziesiąte, czy dziewięćdziesiąte. Umiejscowienie i „uczasowienie” nie jest nam do niczego potrzebne, bowiem opowiadana historia też nie potrzebuje być zakotwiczona.

Ogromną zaletą tego filmu jest obsada. Naturalnie opowiadającą historię i bardzo prawdziwie wypadająca w swoich rolach. Na tyle, że tamtejsza rzeczywistość, na pierwszy rzut oka mocno dziwna, wydaje się czymś normalnym i oczywistym. Duża w tym zasługa korzystania z narratora opowieści, który niby stoi z boku, opowiadając starą historię – ale w odpowiednim momencie dowiadujemy się dlaczego to właśnie ta postać jest narratorem, i jaka jest jego rola. Taka odświerzająca odmienność od przeważającego w kinie relacjonowania sprawozdawczego czy też w pierwszej osobie.

Nie mogę nie wspomnieć też o muzyce. Świetne połączenie popowych piosenek, hitów rodem z lat osiemdziesiątych, muzyki instrumentalnej i nowoczesnego wykorzystania różnych przedmiotów do wydawania dźwięków. A wszystko to połączone jest z umiejętnym wykorzystaniem ciszy, która w niektórych momentach potrafi podobnie jak muzyka przekazać odpowiednią dawkę emocji. Takie połączenie też nie jest aż tak często spotykane.

A dlaczego tylko taka ocena? Cóż, po pierwsze nie jestem aż takim fanem tego typu opowieści rozgrywających się wszędzie i nigdzie, mówiących o niby uniwersalnych prawdach, a tak naprawdę mocno ocierających się o banał. Ale też potrafię zauważyć jeśli ktoś pokazuje nam to w naprawdę umiejętny sposób i widać że twórca jest naprawdę utalentowanym artystą. Tak więc, by dać świece i ogarek – taka a nie inna ocena.

Moja ocena: 7/10