Faceci w czerni III (Men in black 3), USA 2012
Troszeczkę przypadkiem udało mi się trafić na ten film, bo jest głównie przeznaczony dla projekcji 3D – których to staram się unikać, uważając że za brak komfortu podczas oglądania raczej powinno się płacić mniej niż więcej – ale na szczęście pojedyncze seanse odbywają się w bardziej tradycyjny sposób. Co prawda w kilku filmowych scenach widać, że zostały pomyślane jakoś pokazówka dla trójwymiaru, tak by zadziwić widza latającymi wokół głowy kawałkami dekoracji, ale nie ma w tym przesady i jakoś nie ma zbytnich powodów by oglądać ten film w niezbyt pasujących okularów.
Ale, może wystarczy już jeśli chodzi o wstęp i zacznę o filmie. Jako że jest to trzecia część to dokładnie wiadomo czego można się spodziewać, nie ma tutaj żadnego zaskoczenia, szczególnie takiego jakie towarzyszyło widzom przy okazji premiery pierwszej części – dostajemy dokładnie do, czego się spodziewaliśmy. Czyli jadącego po bandzie Willa Smitha, bardzo statecznego i dzięki temu jeszcze bardziej komicznego Tommy’iego Lee Jonesa (i wyglądającego jak jego młodsza kopia Josha Brolina) i najciekawszego w tym całym towarzystwie złego kosmitę, czyli Borysa. Podobnie jak w pierwszej części ta ostatnia postać kradnie całe show i głównie dla niego warto obejrzeć ten film. Szczególnie że jego vis comica mocno wzbogacona jest przezabawnymi efektami specjalnymi.
Właśnie. Efekty specjalne. Tutaj spotkało mnie największe rozczarowanie. Sporo ujęć wygląda mocno nienaturalnie, jakby nie do końca dopracowane je na komputerach, jak na przykład scena ze spadającymi agentami J i K uczepionymi do drzwi. Bardziej wyglądająca jak dzieło amatora zrobionym na macbooku niż efekt pracy wieloosobowej ekipy ze sporym budżetem. Nie wiem, może w trójwymiarze to wygląda bardziej realistycznie, ale w moich oczach to było bardziej śmieszne. Brawa natomiast należą się twórcom za postacie kosmitów, tak jak w poprzednich częściach są ciekawie pomyślane i dobrze zrobione i pewnie pięknie się prezentują na plakatach – jak i zapewne będzie można te postacie wykorzystać w innych produkcjach.
Nie jestem do końca przekonany czy warto polecić ten film komukolwiek spoza grona zaprzysiężonych fanów dwóch wcześniejszych filmów Barry’ego Sonnenfelda. Bo osób „świeżych” w tym temacie zdecydowanie lepiej jest obejrzeć świeżą pierwszą część. A dla starych fanów – nie ma tutaj nic nowego i wtórność troszkę męczy pod koniec seansu. Czyli reasumując, dość dobry film, tylko nie wiadomo do końca dla kogo…
Moja ocena: 6/10