Huśtawka, Polska 2009

Duża część krytyków filmowych lubi używać przymiotnika „telenowel owy” jeśli im się polski film nie podoba. Co jest pójściem na łatwiznę – bowiem znacząca część naszych twórców filmowych aktualnie najwięcej czasu poświęca na zarabianie w telewizjach. Przyznam się szczerze, że do opisania tego filmu też chętnie bym użył tego określenia i na tym zakończył swój opis. Niestety, albo na szczęście, ale nie mam okazji oglądać tasiemcowych seriali zdobywających anteny naszych telewizji, więc nie czuję się zbytnio uprawniony by się takimi epitetami posługiwał. Czyli będzie tradycyjnie…

Zacznę od tego, że dużo lepiej mi się ogląda filmy, których bohaterowie, lub chociaż jeden, nadają się do polubienia, sympatyzowania czy chociaż nienawidzenia. Wtedy chce się oglądać ich dalsze koleje losu – a czasu nie poświęca się na zerkanie na zegarek. Tutaj niestety nie ma takowych. Główny bohater cierpi katusze nie mogą się zdecydować czego chce. W teorii zapewne to miało by być obrobienie typowych męskich dylematów, czy lepiej mieć pewną ale nudną żonę czy też może lepsza jest ognista kochanka – przy której nic nie jest pewne, ale za to wszystko smakuje mocniej. Do końca filmu się tego nie dowiadujemy, ale też średnio się tym przejmujemy. Bo ta naprawdę wybór ma nasz dentysta żaden. Żona jest rozchwiana emocjonalnie i niby stanowi stateczną matkę polkę, by po chwili wykorzystywać seks w swoich celach. A szalona kochanka? Cóż, też marzy o domowym ognisku…

Największym dla mnie rozczarowaniem tego filmu był sposób w jaki debiutujący reżyser i scenarzysta w jednej osobie marnuje zespół aktorski. W teorii oglądamy dwie ładne kobiety i ponoć przystojnego aktora. A w praktyce jedna rozmamłany chłopczyk pałęta się pomiędzy maminą spódnicą a koleżanką od zabaw w doktora. A i te przerywniki w rozwoju fabuły mające zapewne ilustrować proces myślowy głównego bohatera. Niby pojawiają się takie tylko trzy – ale skutecznie rozbijają rytm opowieści. No i to użycie zbliżeń, spowolnionych ujęć i Bardzo Wymownych Znaków w typie pękającej strony. Pasjonujące…

I taka jedna mała uwaga na zakończenie. Ja rozumiem, że jeżeli się zyskuje poważnego sponsora w typie porsche, to dba się by żaden jego produkt nie pojawił się na ekranie zakurzony czy ubrudzony. Tylko dlaczego nikt nie zwrócił uwagi, jak fajnie się odbija kamera w wypolerowanym na wysoki połysk lakierze?

Moja ocena: 3/10