Jaśniejsza od gwiazd (Bright star), W. Brytania / Australia / Francja 2009

Jane Campion wielką reżyserką jest – co wiedzą chyba wszyscy interesujący się filmem. I ten film jest bardzo dobrym przykładem dlaczego tak jest. Otóż na ekranie otrzymujemy interesującą historię z krwistymi bohaterami i świetnie poprowadzonymi aktorami. Ale nie od dziś wiadomo, że najlepsze scenariusze pisze życie. Tylko trzeba potrafić to przenieść na filmową taśmę. Historię uczucia jakie wybuchło pomiędzy pewną angielską dziewczyną a równie utalentowanym co biednym poetą ogląda się z ogromną przyjemnością, nawet wiedząc z historii jakimi ścieżkami ona podąży. Udało się twórczyni tego filmu uniknąć łzawego melodramatyzmu jaki bardzo łatwo mógł się wkraść w opowiadaną historię – ale też udało się wciągnąć widza w wir opowieści. Uzyskane to jest dzięki pokazaniu bohaterów jako ludzi z krwi i kości, ludzi mających swoje wady i zalety – i zdających sobie sprawę ze swojego tragicznego położenia. I dzięki pokazaniu rozwoju ich wzajemnych relacji w bardzo spokojny, powolny, ale też sugestywny sposób.

Jane Campion już kilkukrotnie pokazywała, że bardzo dobrze potrafi wykorzystać wszystkie możliwości jakie dają filmowcom kostiumowe historie. Zarówno w „Fortepianie” jak i „Portrecie Damy” mieliśmy okazje zobaczyć historie kobiet, w których życiu w znacznym stopniu odciskają się realia otaczającego ich świata – ale które potrafią stawić czoła przeciwnościom. W „Jaśniejszej od gwiazd” też młodziutka Fanny musi walczyć o swoje racje i przez cały film obserwujemy te zmagania. Dokładnie widzimy jak czas i przejścia zmieniają ją i jak okoliczności zmuszają ją do porzucenia początkowej niewinności.

Duże słowa uznania należą się dwójce aktorów grających głównych bohaterów. Ben Whishaw był jednym z niewielu jasnych punktów w „Pachnidle” – i tutaj potwierdza swoje umiejętności w kreowaniu ludzi równie interesujących co oderwanych od normalności. Ale największe słowa uznania należą się Abbie Cornish. Pamiętam swoje lekkie zaskoczenie kiedy ta – wtedy – nieznana szerzej aktorka zabłysła głównymi rolami w takich australijskich filmach jak „Somersault” czy też „Candy”. Teraz nie jest taką świeżynką i troszkę większe są oczekiwania z nią związane. Ale są one całkowicie spełnione. Dramat walki i przegranej ze światem Fanny jest pokazany w tak sugestywny sposób, że nie dziwią łzy przelane przez część widowni. I to, że z kina wychodzi się z przeświadczeniem, że świat niestety nie jest zbyt sprawiedliwy…

Moja ocena: 7/10