Młoda i piękna (Jeune & jolie), Francja 2013
Może nie jest to najlepszy film w dorobku Francoisa Ozona, ale na pewno wrócił nim do dobrej formy. Pewnie jest to kwestia tematyki, bo z tych jego produkcji, które miałem okazję oglądać – jest to najlepszy obraz od czasu „Basenu”. A przecież on też opowiadał o wybuchającej dziewczęcej seksualności. Może powinien się ten twórca trzymać tego typu „kontrowersyjnych” rzeczy, a nie uciekać w kierunku dramatów czy komedii w rodzaju „Ricky” lub „Żona doskonała”. Bo one mu tak dobrze nie wychodzą. No i widać też, że ma on dużo więcej uczucia, bo raczej nie można tego nazwać ciepłem, do tego typu bohaterek. Jak sam powiedział w którymś z wywiadów – może po prostu jest typowym facetem w średnim wieku z jego zainteresowaniami wobec młodszych pań…
Przed pójściem na seans na pewno trzeba ostrzec widzów mających ochotę na jakieś kontrowersje. Owszem, może tematyka dziecięcej – czy też raczej nastoletniej – prostytucji nie jest czymś, o czym się głośno mówi, ale też jest to problem narastający i wobec którego nie mamy póki co żadnego rozwiązania. Ozon nie idzie na łatwiznę i nie tłumaczy nam zbytnio powodów, dla których jego bohaterka się zdecydowała na tego typu „zabawę”, bo przecież nie z powodów finansowych, i też nie daje łatwego wyjścia z tej sytuacji. Ale daje nam jakieś małe podpowiedzi – tak by każdy widz mógł sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Nieśmiała próba uświadomienia przez matkę, jej reakcja na wizytę policji czy słowa powiedziane u psychologa – sugerują pewne rzeczy. Tylko sugerują. Dobrze, że są jeszcze twórcy pozwalający widzowi na samodzielne myślenie.
Chyba najważniejszym atutem tego filmu jest podejście do bohaterki. Wcześniej napisałem, że twórca podchodzi do niej z uczuciem, ale nie z ciepłem. Bowiem nie jest ona postacią bardzo sympatyczną. Nie dopingujemy jej i nie do końca jesteśmy zainteresowani tym, by wyszła na prostą (jeśli oczywiście potępiamy takie „hobby”) – tylko chłodno obserwujemy kolejne pory roku w jej życiu. I tutaj najważniejsze. Jej postępowanie nie jest w żadnym stopniu oceniane przez reżysera i każdy z widzów może sobie pozwolić na własne wnioski. Co – powtarzając – nie jest aż takie częste we współczesnym kinie.
Moja ocena: 7/10