Mr. Nobody, Kanada / Belgia / Francja 2009

Na początek mała uwaga do pana lub pani z Kino Świat dystrybuującej ten film w naszych kinach. Wiem, że jedną z najlepszych metod nauki języków obcych jest oglądanie filmów z napisami. I że język francuski jest jednym z ładniejszych języków. Ale to nie powód by do kin wypuszczać kopie filmu z dwiema wersjami językowymi – polskimi napisami u góry ekranu oraz francuskimi u dołu. Zapewne użycie „zrecyklingowanej” kopii filmu zmniejszyło troszkę koszty dystrybucji – ale pokazuje jednocześnie jak nisko się ceni komfort rodzimego widza. Dlatego odradzam oglądanie tego filmu w kinach, lepiej poczekać na jego wydanie na płytach czy też emisję telewizyjną.

Widzowie tego filmu będą się zapewne dzielić na dwie grupy. Jedna będzie twierdziła, że to co chciał przekazać nam twórca to bardzo ważna prawda – której dostrzeżenie wymagało jednak od widza ogromnego skupienia i pewnej dozy inteligencji by wznieść się na odpowiedni poziom abstrakcji, natomiast inni będą potępiać ten obraz twierdząc że nie jest to nic więcej niż tylko zmiksowany kolaż wątków, którego wyrafinowana struktura formalna ma na celu zamaskowanie tego, że tak naprawdę pod spodem nic interesującego nie ma. Mi chyba bliżej jest do tej drugiej grupy. Podobnie jak w niedawnej „Incepcji” Christophera Nolana – która wywoła bardzo podobną dyskusję w Internecie – uważam że „Mr. Nobody” jest dość udaną zabawą twórcy możliwościami jakie daje nam współczesne kino, ale niewiele więcej ponad to.

Przecież historii o tym, jak poszczególne nasze decyzje mogą wpływać na osoby je podejmującej – i jak różne przez to mogą być koleje jej losu – było już wiele. By przytoczyć tylko dwa filmy: „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego i „Przypadkowa dziewczyna” Petera Howitta. Oba mniej skupione na technikaliach i możliwościach formalnych, a dużo bardziej na opowiadanej historii. I przez to dużo bardziej intrygujące widza. Wydaje mi się, że mnożąc kolejne wątki Jaco Van Dormael w pewnym momencie stracił troszkę panowanie nad tym całym rozszerzającym się wszechświatem i przez to film w pewnym momencie zaczyna nużyć kolejnymi możliwymi wyborami bohatera i ledwie naszkicowanymi wątkami, które nic nowego widzowi nie mówią.

Dobrze, że udało się twórcy filmu, dzięki zmianom w wyglądzie głównego bohatera granego przez Jareda Leto, dość wyraźnie porozgraniczać poszczególne linie losu – bo w innym wypadku ta orgia zmieniających się wszechświatów mogła by zmienić się w bełkot nie do oglądania. A tak, możemy zobaczyć całkiem ładną wydmuszkę. Tylko niestety pustawą w środku…

Moja ocena: 5/10