Rysa, Polska 2008
„Rysa” to ciężki film, to bardzo ciężki film – wychodzi się z seansu widząc absurdalność tej całej sytuacji, ale jednocześnie ma się w głowie to co się dzieje z oskarżeniami o agenturalność wokół nas. To powinna być lektura obowiązkowa zarówno dla fanów IV RP i rozliczenia ze wszystkimi domniemanymi i sugerowanymi agentami bezpieki, jak i dla ludzi którzy traktują to jako niepotrzebne rozgrzebywanie rzeczy, których nie da się wyjaśnić dzisiaj... Ci pierwsi zobaczą jak można bez dowodów zniszczyć czyjeś życie, chociaż – kogo ja oszukuję, przecież gdzie drwa rąbią... A Ci drudzy – jak łatwo dać się wciągnąć w to szaleństwo, bo w końcu jak się kogoś obrzuci błotem to zawsze coś się przyklei...
Ale – miało być o filmie, a nie o numerologii politycznej. Scenarzysta i reżyser, Michał Rosa, zadaje kilka pytań, ale unika jednoznacznej odpowiedzi. Pokazuje nam kilka raportów, jedną poszlakę o materiale w groszki i ewentualnie wizyta kolegi z „liceum”. Więc czy postać grana przez Krzysztofa Stroińskiego rzeczywiście jest tym o co została oskarżona? Tego nie wiemy. A nawet jeśli była – co z tego? Czy te szczęśliwie przeżyte 40 lat nic nie znaczy? I kto odważy się osądzać na podstawie poszlak które można dopasować do połowy społeczeństwa... (Znowu głupie pytanie – wielu się znajdzie)
W Gdyni film ten dostał nagrodę za scenariusz i specjalne wyróżnienie dla pary odtwórców głównych ról – i są to moim zdaniem zasłużone nagrody. Szczególnie dla wspomnianego wcześniej Krzysztofa Stroińskiego. Tworzy on postać, która znalazła się nagle w sytuacji bez wyjścia – i nie ma wpływu na to jak się ona rozwinie...Nie wiem jak odczucia innych widzów – ale mi było go najnormalniej w świecie żal...
<p id=”“ocena””> Moja ocena: 8/10</p>