Shelter (Poslon), Bułgaria 2010

Strasznie teatralny film. Jego akcja dzieje przez większą część czasu odbywa się zgodnie ze starą zasadą jedności czasu, akcji i miejsca – tylko kilka scen dzieje się poza mieszkaniem rodziny. Postaci tego dramatu też nie ma zbyt wiele, bowiem tylko trójka członków rodziny, dwoje gości i kilku policjantów. Takie ograniczenie środków wymagało od twórców dokładnego przemyślenia scenariusza i utrzymania zainteresowania widza tylko za pomocą dialogów. Co się niezbyt udało. Film dość szybko staje się monotonny i przestaje nas interesować jak w końcu się to zderzenie „starego” świata z pseudo anarchizującym porządkiem prezentowanym przez młodych. W końcu każdy z nas był kiedyś nastolatkiem i pamięta, że jest to okres w którym nie za bardzo się słucha rodziców – i ma się gotową receptę na wszystko.

Dodatkowo niezbyt się udały trójce scenarzystów postacie. Są one bardzo wymiarowe i zbudowane ze stereotypów i choć udaje się czasem z tego wycisnąć jakąś dawkę komizmu, to jednak na dłuższą metę nie zdaje to egzaminu, bowiem każda reakcja w tym rodzinnym dramacie jest łatwa do przewidzenia, a przez to niezbyt interesująca. Sporym błędem było też wygładzenie wszelkich ostrzejszych kantów tej opowieści. Najlepszym tego przykładem jest pełny lewackich frazesów punk, który poza ostentacyjnym piciem (i kostiumem) nie różni się zbytnio od dowolnie wybranego młodego człowieka. Jak na kogoś, kto kontestuje system i mieszka gdzieś po squatach – nie jest zbyt wiarygodny.

Natomiast interesująco się oglądało film od strony środków technicznych. Szczególnie jeśli chodzi o sposób kręcenia. Duża ilość bardzo długich ujęć kręconych za pomocą stadicamu, nadaje temu filmowi pewien urok i rozpoznawalność. Podobnie ma się sprawa ze scenografią – akcja filmu odbywa się gdzieś na podmiejskim blokowisku, w czasie bardzo posępnej pogody, jest szaro i ciągle siąpi deszcz. Bloki są brudne i niezadbane, a mieszkanie bohaterów też lata świetności ma już dawno temu za sobą. Idealne tło do jakieś depresyjnej opowiastki o bezsensowności naszego współczesnego świata. Niestety – tutaj otrzymujemy bardzo mdłą potrawę która chyba nawet miała być pochwałą rodziny. Chyba, bo tak na dobrą sprawę sytuacja rodzinna się przez te 88 minut filmu nie za bardzo zmieniła – tylko została zamieciona pod dywan…

Moja ocena: 3/10