Szefowie wrogowie (Horrible Bosses), USA 2011
Lato w końcu w tym roku wreszcie zdecydowało się na powrót z urlopu i zaczęło nas raczyć upałami. I w taką pogodę bardzo przyjemnie siedzi się w klimatyzowanej sali kinowej. A jeżeli trafi się jeszcze na film, który nie wymaga zbyt duże myślenia od widza – bo przecież wszelki wysiłek jest niewskazany w taką pogodę –to można osiągnąć pełnię szczęścia. Takim idealnym przykładem filmu na gorące lato są właśnie „szefowie wrogowie”. Lekka bezpretensjonalna rozrywka, która pozwala na wyłączenie wyższych funkcji myślowych. Czegoż więcej chcieć?
A tak poważniej, to widać bardzo wyraźne inspiracje równie ogromnym co i niespodziewanym sukcesem „Kac Vegas” sprzed dwóch lat. Podobnie zbudowana jest grupa przyjaciół których perypetie śledzimy, podobny jest mało wyrafinowany humor i podobnie przerysowane są czarne charaktery z którymi przyjdzie zmierzyć się bohaterem. Nawet twórcy zadbali by w niespodziewanym epizodzie zatrudnić znaną twarz. Co prawda Ioan Gruffudd raczej nie może się równać z Mike’iem Tysonem, ale równie mocno zapada w pamięć.
Samą historię ogląda się bardzo przyjemnie – bo prawie każdy z widzów może w mniejszym lub większym stopniu sympatyzować z głównymi bohaterami, a jednocześnie ich szefowie są na tyle przerysowani, by ktokolwiek mógłby wziąć na serio zdarzenia dziejące się na ekranie. I zapewne prawie każdy kiedyś miał ochotę zrobić to samo ze swoimi zwierzchnikami – co oczywiście było tylko przelotną myślą w chwilach frustracji – więc może wczuć się w przeżycia bohaterów. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, wiedząc o coraz większej roli internetowego research’u we wszelkiego rodzaju procesach rekrutacyjnych, że nie utożsamiam się z poglądami głównych postaci filmu.
Jedynym zgrzytem w „Szefowie wrogowie” jest kompletna nijakość trójki głównych bohaterów. Są oni kompletnie zdominowani – nie tylko w pracy ale i również aktorsko – przez grających mniejsze role, ale dużo bardziej zapadające w pamięć, Kevina Spacey’a, Jennifer Aniston i Colina Farrella w uroczej fryzurze. Przyznam się szczerze, że od pewnego momentu bardziej czekałem na kolejne pojawienie się któregoś z szefów niż na to co wymyśli, czy raczej w jakie tarapaty wpadną, główni bohaterowie. Ale to tylko małe ale.
No i bardzo śmiesznym akcentem było wplecenie w fabułę aktualnego kryzysu ekonomicznego z jego sprawcą – przynajmniej dla mnie było…
Moja ocena: 7/10