Tatarak, Polska 2009

Nakręcenie takiego osobistego filmu wymagało z pewnością ogromnej odwagi – ale też było poruszaniem się po bardzo cienkiej linii. Chyba wszyscy pamiętają z jakim odbiorem spotkała się kilka lat temu próba upublicznienia przeżywanej tragedii przez Justynę Steczkowską i jej słynną sesję zdjęciową na cmentarzu. Tutaj odbyła się podobna wiwisekcja uczuć jakie wzbudziła śmierć bliskiej osoby w artyście. Z jedną małą, aczkolwiek bardzo znaczącą, różnicą. W „Tataraku” to wyciągnięcie swoich uczuć na publiczny widok jest krokiem w radzeniu sobie ze stratą – w przeciwieństwie do wcześniej wspomnianej sesji zdjęciowej, która miała tylko dobrze się sprzedać. Oczywiście, jest to tylko i wyłącznie moje zdanie, które może być całkowicie mylne.

Nie oglądało mi się zbyt miło tego filmu, bowiem przez cały czas czułem się jak intruz w świecie tragedii Krystyny Jandy. Nie jestem fanem tabloidów czy też stron żerujących głównie na pokazywaniu gawiedzi tego co przeżywają gwiazdy, więc dla mnie nie było zbyt komfortowe ani łatwe w oglądaniu. Ale rozumiem, że dzięki takiemu katharsis przeżycie straty będzie łatwiejsze – nie krótsze czy prostsze, ale możliwe. I chyba należy się tutaj ogromne słowa uznania Andrzejowi Wajdzie, który zdecydował się na potraktowanie wyjściowego opowiadania Iwaszkiewicza jako tylko środek do opowiedzenia zupełnie innej historii. Historii w której on jest tylko drobnym elementem czyjegoś świata. Bardzo trudnego do przekazania świata.

Wiem, że jest to nie najszczęśliwszy dobór słów, ale pomijając tą pierwszą warstwę odbioru film się ogląda z wielką przyjemnością. Świetna obsada aktorska wątku z opowiadania Iwaszkiewicza, ze szczególnym uwzględnieniem Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, plus kolejny popis operatorski Pawła Edelmana. Dlatego ten film warto jest zobaczyć, ale po uprzednim zastanowieniu się, czy chcemy wchodzić tak głęboko w czyjąś tragedię i śledzić te najczarniejsze momenty życia, nawet jeśli ten ktoś nam na to pozwala…

Moja ocena: 7/10