Inne święta

W tym roku święta są troszkę inne dla wszystkich z wiadomych względów, ale też nie do końca tak inne jak mogłem się spodziewać, mając już okazję spędzić kiedyś ten okres w Danii. Tak, zamknięcie sklepów, a już w szczególności restauracji czy też barów, powoduje że wszyscy jesteśmy zmuszeni do pewny zmian w naszych świątecznych tradycjach. Co bywa trudne, ale też i odświeżające.

Z poprzednich lat pamiętam, że w Kopenhadze na okres świąteczny życie tak na dobrą sprawę zamiera. Niczym w Warszawie wszystkie tutejsze „słoiki” wracają świętować ten czas do swoich rodzin – niezależnie od tego czy to jest Jutlandia czy jakieś inne kraje europejskie – a w mieście pozostają jakieś niedobitki i przedzierając się przez zimowe miasto człowiek jest skazany na samotność. Co ma swoje plusy, ale na pewno dalekie jest od rodzinnej świątecznej atmosfery.

W tym roku natomiast jest troszkę inaczej. Owszem, miasto jest bardziej wyludnione w porównaniu z dniem codziennym, natomiast nie jest to pustynia jak w poprzednich latach. Zamknięcia krajów europejskich (nie mówiąc już o pozostałej części świata) a także ograniczenie maksymalnej ilości osób mogących wspólnie świętować wigilię spowodowało, że naprawdę sporo osób zostało w mieście.

Szczególnie to widać w tych nielicznych chwilach, gdy jest jasno, słońce świeci – a ludzie udają się na wspólne spacery. Jest ich tyle, że można poczuć się jakby to był normalny weekend, a nie ważne święto. Dodatkowo to wrażenie jest wzmacniane poprzez zamknięcie restauracji. Duńczycy lubią bowiem spędzać wolne chwile we wszelkiego rodzaju knajpach i świąteczny ruch rozłożyłby się pomiędzy spacery i restauracje. A tego nie ma, więc nawet jeśli w rękach spacerujący dumnie trzymają kubki z lokalnej wersji Starbucksa – to wszyscy spacerujemy razem. Co dodaje trochę świątecznej magii do tych naznaczonych problemami otaczającego nas świata świąt…