Zamknięcie kraju

(Post pisany w dniu publikacji, więc sytuacja od tego czasu mogła się drastycznie zmienić.)

Epidemia nawiedziła Europę i poszczególne kraje próbują sobie z nią radzić, jak tylko potrafią. Jedne uznają, że będzie co będzie i nie ma co się bawić w jakieś ograniczenia, ot – wystarczy przyjąć do wiadomości, że sporo osób umrze, czyli podejście brytyjskie. A inne starają się nauczyć czegoś od Włoch i wprowadzają mniejsze lub większe restrykcje. Jak chociażby Polska czy też Dania.

Wydawałoby się, że społeczeństwa ze Skandynawii, które cechują się dość zdroworozsądkowym podejściem do rzeczywistości i, co chyba najważniejsze, dość dobrze oceniają i bardzo ufają swoim rządom, będzie w stanie bardzo dobrze sobie poradzić z nadchodzącym zagrożeniem epidemiologicznym. I patrząc od środka wydaje się, że tak jest, nawet jeśli nie do końca jestem w stanie zrozumieć podejście rządu. Ale też nie znam większości informacji i przesłanek którym się on kieruje.

Po weekendzie, którego głównym punktem był dzień kobiet zauważyłem, że ilość potwierdzonych zakażeń w Danii zaczyna rosnąć gwałtownie i sam na siebie nałożyłem pewne ograniczenia – tak żeby zminimalizować ryzyko, czyli praca z domu, zrobienie 2-3 tygodniowych zapasów i spore ograniczenie wyjść z domu. W tym czasie komunikaty rządowe były takie same jak od początku roku, czyli dbać o higienę, a także ograniczyć podróże i uczestnictwo w dużych zgromadzeniach.

Dopiero w środę 11 marca, wieczorem pani premier zarządziła zamknięcie szkół, urzędów oraz placówek kulturalnych i wezwała firmy do przejścia w tryb pracy zdalnej. Co musiało mocno zaskoczyć lokalsów – jako że wcześniej komunikaty były dość uspakajające – i w rezultacie w sklepach zdarzały się sceny niczym z promocji Crocksów w polskich Lidlach. Tłumy i puste półki. Odwołano też wtedy połączenia lotnicze z Włochami i Iranem.

Natomiast zaskakujące dla mnie było to, że już dwa dni później doszło do ogłoszenia zamknięcia granic i wezwania do zmniejszenia ilości podróży wewnątrzkrajowych. Z jednej strony patrząc, że inne kraje zachowały się tego dnia podobnie (jak na przykład Polska) można to uznać za działanie europejskie, ale z drugiej taki skok, tak szybko był zaskakujący – szczególnie że postęp wirusa wydaje się być stały po wcześniejszych ograniczeniach. Ale najciekawsze było to, że o ile w środę tubylcy zachowali się w sposób „ludzki”, to już dużo większe ograniczenia dwa dni później przyjęli w sposób typowy dla siebie. Spokojny i „najwyraźniej tak ma być”. Zobaczymy co przyniesie jutro…