Ida, Polska 2013
Film który wchodził na ekrany w nimbie arcydzieła i kontynuatora wspaniałych tradycji kina moralnego niepokoju. Czy zasłużenie? Hmmm, nie wiem czy do końca – owszem, jest to film który na pewno trzeba obejrzeć i który opowiada o trudnych momentach naszej historii w sposób wyważony, ciekawy i zapadający w pamięć. Ale też od najlepszych czasów polskiej szkoły minęło już prawie pół wieku i język filmu zdążył się mocno zmienić. Tutaj Paweł Pawlikowski w dużym stopniu korzysta z metod opowiadania wtedy rozwiniętych, ale chyba bardziej trzeba „Idę” potraktować jako nowe zjawisko niż jako dalszą część czy też kontynuację.
Chyba dużo lepszym pomysłem będzie opisanie tego filmu jako dalszej części naszych polskich rozliczeń z własną historią. Jako rewers do tegorocznego „Pokłosia” Władysława Pasikowskiego. Tamten film opowiadał o trudnych stosunkach polsko-żydowskich w mocno wstrząsający i wizualny sposób. Tutaj natomiast ten temat poruszony jest delikatnie, nie tak dosłownie i chyba nie tak kategorycznie. Ale po seansie widz jest równie mocno wstrząśnięty. Bo niezależnie od wybranych środków wykorzystywanych do opowiedzenia historii, jednak to był bardzo ciemny okres w naszej historii.
Sama „Ida” jest bardzo kameralnym filmem, próbującym w jak największym stopniu koncentrować się na samej opowieści. Bez wizualnych ozdobników, bez nowoczesnych ujęć i przerostu formy nad treścią, bez niepotrzebnych wątków pobocznych – tak byśmy w pełni mogli się skoncentrować na opowiadanej historii. Otrzymujemy czarno-biały, ledwie 80 minutowy obraz, historię poszukiwania własnej tożsamości. Twórca też pozwala widzowi na dojście do własnych wniosków – nie tłumacząc wszystkiego, a tylko delikatnie sugerując dlaczego pewne rzeczy się stały.
Na osobne wspomnienie zasługują obie aktorki grające główne role. Debiutująca Agata Trzebuchowska, wyposażona w bardzo niepokojące fizys jest tutaj niby tytułową bohaterką – ale przez większość filmu jest wycofana, małomówna i tylko gestami przekazuje swoją niepewność i zagubienie. Natomiast kolejna bardzo dobra rola Agaty Kuleszy jest dużo bardziej wyraziście narysowana i doskonale się uzupełnia z wyciszoną główną bohaterką. W dalszej części filmu troszkę się to zmienia – ale wciąż jest to wzajemne uzupełnianie się dwóch odmiennych postaw czy podejść. Po prostu koncert gry aktorskiej…
Moja ocena: 8/10