Listy do M. Polska 2011
Zapowiedź filmu nie jest zbyt zachęcająca – nie dość że polska komedia romantyczna dziejąca się w „wielkomiejskim” świecie Warszawy, to jeszcze na dodatek jest to produkcja firmowana znakiem „tvn”. No i wśród występujących tam aktorów widzimy nazwiska, które zawsze występują w filmach tej komercyjnej stacji. Czyli Tomasz Karolak, Piotr Adamczyk i Agnieszka Dygant. W dość typowych dla siebie rolach. Skoro jest aż tyle powodów przemawiających za tym, by trzymać się z daleka od Sali kinowej gdy grają ten film – to dlaczego w końcu nań trafiłem? Ponieważ trudno jest znaleźć opis czy recenzje tego filmu która by nie wspominała o tym, że zaskakująco przyjemnie się ten film ogląda. No i mocno jest ten obraz inspirowany wielkim przebojem napisanym przez Richarda Curtisa – „To właśnie miłość”, do którego zdarza mi się wracać czasem w okresie świątecznym.
I jakie wrażenia po seansie? Musze się zgodzić ze wcześniejszymi opiniami. Na pewno nie trzeba żałować wydanych pieniędzy. Film jest poprawną aż do bólu komedią romantyczną, która nie żenuje poziomem, ani też nie wydaje się jednym wielkim product placementem. No i duża ilość wątków nie pozwala na znudzenie schematycznością opowiadanych historii. Ale też nie można powiedzieć by był to film który zostanie w pamięci na dłużej po wyjściu z kina. Jest to wręcz idealny przykład kinowego odpowiednika fastfoodu. Nie ma żadnych zbędnych elementów, wszystkie klocki fabuły do siebie pasują, a wszelkie nietypowe czy nieprzyjemne informacje są podawane w sposób który nie powinien powodować jakiegokolwiek dyskomfortu u widza.
Najlepszym tego przykładem jest wątek dziewczynki z sierocińca i pary u której spędza ona wigilię. Fakt iż nie ma ona rodziców jest zaznaczony tylko i wyłącznie na początku, a sama jej postać jest tak skonstruowana, jakby wychowała się ona w najnormalniejszej z rodzin. Podobnie jest z parą – widzowie dostają jakieś strzępy informacji o tragedii jaką przeżyli i dlaczego zachowują się z takim dystansem. Ale ta tragedia jest tylko sygnalizowana, dość szybko ten smutniejszy element jest zastąpiony staropolskim „kochajmy się”. Czy to przeszkadza? Nie, w końcu ten film ma być dobrą zabawą na świąteczny czas, a nie egzystencjonalnym dramatem. I to pierwsze na pewno się udaje…
Moja ocena: 6/10