Rzeź (Carnage), Francja / Niemcy / Hiszpania / Polska 2011
Film jest adaptacją spektaklu, który od ładnych kilku lat święci triumfy na scenach teatralnych całego świata. W Polsce grany był w Teatrze Ateneum pod nazwą „Bóg mordu”. Najnowsza produkcja Romana Polańskiego potwierdza wszystkie wady i zalety tejże sztuki, nie pozostawiając za wiele miejsca by reżyser mógł odcisnąć swoje piętno na obrazie. Pomimo tego, że seans kinowy jest miłym doświadczeniem, wychodzi się z niego rozluźnionym, to nie opuszcza człowieka myśl, że bardziej pasował by ten film dla jakiegoś debiutanta w branży, który mógłby za pomocą niewielkich środków – czyli korzystając z jednego pomieszczenia i czwórki aktorów – pokazać swoje umiejętności w podtrzymywaniu napięcia samym dialogiem i umiejętnościami warsztatowymi. Nie wiem po co tak doświadczonemu i cenionemu reżyserowi taki trywialny film. No chyba, że Polański potrzebował odreagować pobyt w areszcie domowym.
Sama przedstawiona w filmie i sztuce sytuacja jest bardzo interesująca do oglądania. Studium narastającego napięcia pomiędzy dwiema parami, które początkowo starają się zachować „tak jak się powinno”, ale im dalej w dyskusję, tym bardziej prawdziwe ich natury wychodzą na jaw i co rusz wybuchają nowe konflikty – jest to pełne komizmu i pozwala widzom na spojrzenie z wyższością na bohaterów. Na ile uzasadnioną, to już każdy musi ocenić po sobie, ale na pewno czas spędzony na tym krótkim filmie (bo raptem niecałe 80 minut), trzymającym się jeszcze grackich zasada jedności czasu, akcji i miejsca – mija bardzo przyjemnie i dużo szybciej niż można by się spodziewać.
Największym chyba atutem tego filmu jest obsada. Zaledwie czteroosobowa, ale za to jakie w niej są nazwiska. Foster, Winslet, Reilly i Waltz. Niezależnie od scenariusza i treści sama obsada warta jest wizyty w kinie. A tutaj grają oni wszyscy koncertowo. Zaczynając od spokojnej, drobnomieszczańskiej politycznej poprawności, aż po pełne uczuć i pasji przemowy i kłótnie wyzwolone przez towarzystwo i alkohol. Czysta przyjemność do oglądania i podziwiania. Ciężko jest kogokolwiek wyróżniać, i chyba się nie powinno – ale ciężko jest się czasem powstrzymać. Cyniczne docinki i sypanie solą na odkryte w rozmowie rany i wrażliwe miejsca rozmówców, na jakie pozwala sobie postać odgrywana przez Christopha Waltza to wisienka na torcie, jakim bez wątpienia jest „Rzeź”.
Moja ocena: 8/10